wtorek, 19 grudnia 2017

Cień Anioła. część I.

wersja próbna ;-) bez obróbki.


Wstawał świt. Kropla rosy ze złociła się promieniami wynurzającego się zza horyzontu słońca. Zgęstniała od wzbierającej w niej magii. Przyklejona do szerokiego liścia Hosty. Czekała. Trzeba było mieć dużo szczęścia by trafić na takie zjawisko. Raz na tysiąc lat magia spływała z nieba i ukryta w kropli rosy zmieniała los obdarowanego, zmieniała świat.
Amelia. Być może to los zdecydował, że to właśnie ona pojawiła się w odpowiednim miejscu i czasie. Pozwoliła by złota kropla przylgnęła do palca i połączyła się z krwiobiegiem. Wiedziona zwykłą ciekawością, niewiedzą, nieświadomością. Zwykłą fascynacją pięknem połyskującej kropli.
Od tamtej pory zaczęli ją obserwować. Widzieli jak się zmienia, rozrasta, dojrzewa. Intuicyjnie wyczuwała zbliżające się niebezpieczeństwo, czuła zagęszczająca się atmosferę spisku. Słyszała szepty swoich myśli podpowiadających gdzie iść, co robić. Stopniowo jej zmysły mogły sięgać coraz dalej, coraz głębiej. Ceną za to była samotność. Była inna. Raz zwierzyła się koleżance z klasy, że widzi jej myśli. Kamila wyśmiała ją. I wystraszyła się jej inności, dziwnych iskierek we włosach. Amelia rzadko się uśmiechała. Patrząc na dziewczynę wydawało się, że jest ciągle zatopiona w myślach i że patrzy nie na ciebie lecz gdzieś w ciebie. Jej spojrzenie przeszywało na wskroś. Wszyscy bali się tego spojrzenia, tej jej powagi. Jednak nie była sama.
Odkąd pamiętała zawsze jej towarzyszył. Cień. Widziała go kątem oka. Niewyraźna sylwetka ukryta w cieniu drzewa, delikatnie wtopiona w czerń murów, ukryta w ciemnych narożnikach. W szarościach, czerniach i zbutwiałych pniach chylących się drzew. Na podwórku było dużo takich zaułków. Gdy była mała bała się go. Miała wrażenie że ją obserwuje, osacza, że chce ją zabrać do innego świata. Z czasem zaczął ją fascynować. Był magiczny. Widziała go kątem oka, lecz gdy się odwracała znikał. Stał się częścią jej życia.
- Amelio ! - zatopiona w myślach nie zauważyła upływu czasu, pora do szkoły.
Wiedziała że rodzice się o nią martwią. Szczególnie mama. Czuła jej strach i troskę. Widziała jak kręci głową i wzdycha za każdym razem gdy musi ją wyrywać z tej plątaniny myśli. Przecież nie pasowała tam. Wcale nie miała ochoty wchodzić kolejny raz w zawirowania myśli rówieśników. „Dziwaczka” „Świruska”. Jej całe życie w Merelli ? Kochała tą nadmorską krainę. Fale uderzające o wysoki skalisty brzeg. Morska bryza opadająca słoną mgłą na twarz. Jednak coś ciągnęło ją dalej w nieznane. Czy Cień przyłączy się do niej? Miała nadzieję że tak. To była jedyna istota która ją rozumiała. Tylko jego myśli były, powiedzmy, przyjaźniejsze.

Noc to czarny płaszcz
rozdzierany bez litością dnia
Noc to wolność ma
Noc to wolność dnia

Stało się. 12 maja roku 6 księżyców. W dniu swoich 18 urodzin spakowała się i ruszyła w nieznane. Do niewielkiego plecaka zabrała tylko mydło, pieniądze -swoje oszczędności, trochę jedzenia i ubranie na zmianę. Napisała list pożegnalny i wyskoczyła oknem parterowego budynku. Na przystani ukradła łódź. Pod osłoną nocy odbiła od brzegu i pozwoliła się prowadzić gwiazdom. Morskie fale kołysząc łodzią utuliły ją do snu. Śniło jej się że leci, czyjeś ręce ją uniosły, szum skrzydeł, wielu skrzydeł.
Obudził ją chłód i twardość posadzki, przez małe wąskie okienko sączył się dzień. Nie była na łodzi. Jak tu się znalazła? Powiodła wzrokiem po szarych ścianach aż do solidnych drewnianych drzwi. Była więźniem?
Więc dlaczego nikt nie zabrał jej plecaka?
- Jest tu ktoś? - uderzyła pięścią w drzwi.
Zachrobotał klucz w zamku. Do środka weszła wysoka szczupła postać. To ON. Odruchowo cofnęła się aż do ściany. To nie możliwe. Przybysz wypełnił sobą całe niewielkie pomieszczenie. Nie w sensie fizycznym. To jego aura rozprzestrzeniała się jak pękaty balonik przyciskając ją do ściany. Obserwował ją, wytrzymała jego spojrzenie.
- Witaj pani – zaszczycił ją nikłym uśmiechem i ledwo dostrzegalnym skinieniem. Pomyślała z ironią , to pewnie miał być ukłon. - Jesteś w Kalliole. Jeśli zgodzisz się współpracować staniesz się gościem jeśli nie więźniem.
- Witaj Panie – odwzajemniła lekki ukłon – Jestem Amelia, przybyłam z Merelli. Nie chciała bym sprawiać kłopotu swą osobą, chętnie opuszczę te włości i wyruszę w dalszą drogę...
- O tym to ja zadecyduję – uderzyła ją jedna myśl. Potrafił chować swoje myśli i emocje. Wyczuwała mgłę i wysoki mur. - wyprowadzić ją.
- Pani pozwoli – dwóch podobnych do Cienia mężczyzn chwyciło ją za ramiona i wyprowadziło z celi. Jej opór i protesty na nic się zdały.
- Gdzie mnie ciągniecie! Puście!
Wąski korytarz stopniowo się rozszerzał. Na końcu były wielkie pozłacane wrota ozdobione skrzydłami i mieczem. Wrota do raju? Przemknęła jej myśl. Cień uderzył trzy razy i brama się otworzyła. Na chwilę oślepiło ją jasne światło. Wszyscy padli na twarz pociągając Amelię ze sobą. Pokłon przed Królem?
- Witaj Amelio, jestem Arael władca tego Zamku. - gestem ręki nakazał by powstali – sprowadziłem cię tu, bo jesteś nam potrzebna. - zbliżył się i zsunął kaptur jej głowy.
Po sali rozszedł się pomruk zachwytu. No tak,te gwiazdki zawsze robiły wrażenie. Od Cienia wyczuła smutek. Odwróciła się i spojrzała mu w oczy. I znowu ta mgła.
- Jak zapewne zauważyłaś już od dawna cię obserwujemy – uśmiechną się znacząco do Cienia – Muriel doskonale się sprawdził.
Muriel? Więc tak nazywał się jej cień? W końcu poznała imię swego towarzysza.
- Wiemy że jesteś niezwykłą dziewczyną – Arael kontynuował swoją przemowę. - masz dar który bardzo jest nam potrzebny.
Ciekawe do czego? Podziwiała zbroję mieniącą się kolorami tęczy. Purpurową tunikę i berło z wielkim ametystem. Mimo podeszłego wieku biła od niego siła i...magia? Co skrywał pod błękitną peleryną?
Przymknęła oczy i pozwoliła zmysłom szukać. I znowu ściana. Mogła by ją zburzyć wysiłkiem woli..
- Nie teraz! - napotkała twarde spojrzenie fioletowych oczu Araela. - powściągnij swą ciekawość Amelio.
- Co wiesz o aniołach?
O aniołach? Dlaczego akurat o nich?
- Wiem że są Zastępy Aniołów i Upadłe.. - zastanowiła się przez chwilę – te upadłe przyłączyły się do Lucyfera..
- Nie wszystkie! - jedna z postaci siedzących na krzesłach ustawionych w długich szeregach wstała i zdjęła pelerynę – nie którzy z nas chcieli wrócić! Nazywam się Haniel ! I postanowiłem wrócić do Chórów Anielskich.
Był piękny. Rozłożył dumnie czarne skrzydła. Bił od niego złoty blask. Miał na sobie zieloną pelerynę i szmaragdową różę w dłoni. Sala wypełniła się szumem anielskich skrzydeł.
- Dlatego założyliśmy z Murielem szkołę dla upadłych aniołów. - Arael podniósł głos by przedrzeć się przez szum mnóstwa skrzydeł.
- Na razie jest nas tylko dwudziestu. - nagle Anioł w zielonym płaszczu podszedł do Araela ukłonił się i szepną mu coś do ucha – niestety muszę was opuścić, obowiązki wzywają. Murielu oprowadź Amelię i zapoznaj z ideologią naszej szkoły.
Rozwiną białe skrzydła i doleciał.

Jestem jak Upadły
Anioł, według której
własnej świadomości
postąpił słusznie
ale według innych
nie powinienem nic robić
tylko się przyglądać.
Nawet nie zapytał czy chcę. Czy potrafię!
- Proszę tędy. - wskazał na wrota i puścił przodem. - tędy w prawo.
A mam wybór? Posłusznie ruszyła długim korytarzem. Mijali zakratowane okna z widokiem na plac.
- To jest Zamek Pilotettum. Zaadoptowaliśmy go dla celów szkoleniowych. Tu jak już słyszałaś upadłe anioły dostają drugą szansę. - mówił spokojnym głosem, ale i tak wyczuła niechęć.
Dlaczego on mnie tak nielubi? Była przyzwyczajona do niechęci otoczenia, ale ten chropowaty dystans był dla niej nowością.
- A gdybym chciała uciec ?
- Proszę bardzo – wykonał dłonią zapraszający gest. Potraktowała to jak wyzwanie.
Wspięła się na wieżę i rozejrzała wokoło. Wszędzie lazurowe fale zlewały się z błękitnym horyzontem.
Wdrapała się na mury i spojrzała w dół. Wszędzie woda.
- Zamek na skale? Jesteśmy na wyspie?! - wyszczerzył zęby w ironicznym uśmiechu.
- Brawo. Cóż za spostrzegawczość! - nienawidziła go. Był wredny, bezczelny, nieczuły. Był..był...
Kamiennymi schodkami zeszła na plac i ze łzami w oczach pobiegła przed siebie. Przez zamglone oczy ujrzała jakiś budynek wbiegła do środka i zatrzasnęła za sobą drzwi. Zakryła dłonią usta by z tłumić szloch.
Zostawcie mnie w spokoju. Przecież nic od was nie chcę. Zatęskniła za rodzicami, za domem. Za późno, są daleko… Wierzchem dłoni otarła łzy. Drewniane ławki, stare witraże. Była w kaplicy. Zegar wybił 12, popołudnie. Usiadła w ostatniej ławce, otuliła się szarą peleryną, na kasztanowe włosy nasunęła kaptur. Bezmyślnie wpatrywała się przed siebie. I co teraz? Gdy już opadły kurtyny złości i beznadziei trzeba przemyśleć sytuację w jakiej się znajdywała.

Muriel niepewnie patrzył na zamknięte drzwi do kaplicy. Może trochę przesadził z tym dystansem. Przecież tego od niego oczekiwano. Nie spoufalać się, nie angażować. Relacje czysto służbowe. Westchnął i ruszył ku bramie zamkowej. W wielkiej sali już czekali. Gdy wszedł wszystkie oczy skierowały się na niego.
- Zamknęła się w kaplicy – ile powinien im powiedzieć? Czy by zrozumieli śmiertelniczkę? Człowieka? - musi przemyśleć naszą propozycję.
- Kim ona jest? - pierwszy powstał Haniel – Do czego może nam się przydać? Przecież nawet nie ma skrzydeł.
- Jest po to byście zrozumieli, że człowiek mimo swej niedoskonałości też potrafi.. - próbował tłumaczyć jak umiał najostrożniej. Przecież nie mógł zdradzić, że jej zdolności są przydatne by wykrywać zdrajców, szpiegów i buntowników. Niemożliwym jest by tylu upadłych aniołów ot tak bezinteresownie chciało przejść na stronę niebiańską. Ale każdy miał prawo do takiej szansy.
- Tak wiemy, to stworzenie Boskie, lecz nigdy nie będzie tak jak my – Uriel ukłonił się Murielowi – uskrzydlona. Czy jest w stanie nas zrozumieć?
- Wiem że ludzie gardzą nami czarnoskrzydłymi – Arael postanowił zakończyć dyskusje puki w spekulacjach nie zabrnęła za daleko – chciałbym jednak dać Amelii szansę by nas poznała. Byśmy siebie nawzajem poznali.
Po sali rozległ się szum aprobaty, ale i protestów. Muriel rozejrzał się po zgromadzonych. Ciężko będzie przekonać ich do tego pomysłu. Był jednak pewny, że gdyby poznali prawdę dziewczyna już dawno by nie żyła.
- Temat uważam za zamknięty, proponuję przejść do kolejnego punktu obrad Kto jest za tym by Moce i Potęgi przenieść do Księstwa. - Muriel ukłonił się Araelowi i wyszedł z sali. Miał nadzieję że dziewczyna już ochłonęła i przemyślała swoją sytuację.

Amelia chyba setny raz westchnęła. Właściwie nie miała wyboru. Była na wyspie, zdana na łaskę i niełaskę aniołów. Czarnoskrzydłych. Oprócz skrzydeł niewiele się między sobą różnili. Byli istotami myślącymi, ułomnymi, pragnącymi akceptacji i zrozumienia. No może anioły były piękniejsze, uśmiechnęła się na wspomnienie Haniela. Niemożliwe by ktoś tak piękny mógł być na wskroś zły. Jej zmysły wyczuły zawirowania przy wejściu do kaplicy. Ktoś wszedł do środka.
- Pani, pewnie jesteś głodna – to Muriel wrócił – zapraszam na posiłek.
W milczeniu minęła go i wyszła na zewnątrz. Skoro pałał do niej aż taką niechęcią, nie widziała sensu nawiązywać konwersacji. Kuchnia i jadalnia były po drugiej stronie placu zamkowego. Od progu wyczuła smakowite aromaty potraw. Zaburczało w brzuchu.
Zajęła miejsce najbardziej na uboczu, ale i tak czuła na sobie badawcze i nieufne spojrzenia. Czego od niej oczekiwali? Że padnie im w ramiona i potraktuje jak swoich braci? Czy skuli się jak osaczona sarna oczekując na wyrok? Nigdy przed nikim nie chyliła głowy i teraz też nie zamierzała. Wyjadłszy wszystko co do okruszka odniosła naczynia. Nie oglądając się na Muriela opuściła jadalnię.
Grupka aniołów stała przy studni o czymś żywo dyskutując. Postanowiła do nich podejść. Trzeba jakoś przełamywać lody. Może oni będą bardziej przychylniejsi w rozmowie.
- Zapytaj ją .. - była wystarczająco blisko by usłyszeć ostatnie słowa. O co chodziło? Coś od niej chcieli?
- O co chodzi? - uśmiechnęła się rozpoznając wśród nich Haniela.
- Zastanawialiśmy się czy...posiadasz jakieś szczególne zdolności? - Uriel patrzył na nią badawczo spod przymkniętych powiek. Wyczuła napięcie oczekiwania. Ostrożnie nabrała powietrza w płuca starając się nie pokazać po sobie zbyt wielu emocji.
- No cóż.. - uśmiechnęła się beztrosko – Obawiam się że te efekty specjalne z włosami to jedyne na co mnie stać.
Skłamała. Może to nie najlepszy początek nowej znajomości. Ostatnio gdy powiedziała prawdę, straciła wszystko teraz nie chciała ryzykować.

Miłość jest dziwna? Strasznie nerwowa
coś chce powiedzieć, ale się boi
słowa zbyt wielkie? W spojrzeniach chowa.
Odwagę miewa w snach swoich.

Marcin Urban „Miłość jest dziwna” fragment.


W końcu była szczęśliwa. Haniel wziął ją pod swoje skrzydła. Razem chodzili na spacery. Oprowadził ją nawet po Zamku. Opowiedział o szkole. Imponowało jej że ktoś tak przystojny się nią zainteresował.
- Tutaj uczą nas o was śmiertelnikach, dlaczego powstaliśmy my anioły. To bardzo interesujące. Na przykład to że wy też musieliście opuścić Eden.
- No cóż, za wszystkie błędy kiedyś trzeba zapłacić. U nas przechodzi to z pokolenia na pokolenie.
Musimy chrzcić nasze dzieci by zmyć z nich grzech naszych przodków.
- To nie sprawiedliwe – udał oburzenie – przecież nie możecie odpowiadać za ich czyny.
- Obawiam się, każdy z nas ma wolną wolę i w pewnym sensie odpowiada za przyszłość swojej rodziny.
Haniel spojrzał na Amelię i lekko się uśmiechną. Niebyła pewna czy zrozumiał to co chciała mu przekazać.
- A słyszałaś taki dowcip? Ilu trzeba Aniołów Ciemności by zapalić pochodnię?
Żadnego, prawdziwy Anioł ciemności się nie boi! - uniósł jej dłoń i zbliżył do ust. - Przykro mi Amelio, ale muszę cię opuścić, obowiązki wzywają.
Rozwinął skrzydła i zniknął w jednej z wierzy obserwacyjnych.
Policzki ją paliły. Dotknęła dłoni, chyba jej nigdy nie umyję. Rozmarzona obróciła się w stronę Stołpy..i staneła oko w oko z Murielem. Mało jej serce nie wyskoczyło ze strachu.
- Co ty dziewczyno wyrabiasz? Bawisz się w jakieś amory? - sykną jej w twarz. Był blady, oczy pociemniały mu ze złości. - mam nadzieję że niczego mu nie wypaplałaś.
- Nie martw się, umiem dotrzymywać tajemnicy. – a więc o to tylko się martwił, o te swoje tajemnice. - już nie musisz się zmuszać do pilnowania mnie, sama sobie poradzę.
Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale wyminęła go i  wspieła po schodkach na mur zamkowy, a z stamtąd na wierzę obronną. Cała się trzęsła ze złości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz