wersja oszczędna i gawędziarska ze słowami : Śledź. Ziąb. Skrzydła. Urząd. Palimpsest.
Na
dworze był ziąb, wiatr wwiewał się pod kurtkę, zadrżała. Spojrzała na
zegarek, pięć minut po północy. Spóźniał się. Zimne podmuchy przewalały
sterty papierów z jednej strony ulicy na drugą. Jeden zatrzymał się na
latarni. Z nudów podniosła go i rozprostowała na kolanie. Skrzydła?
Podeszła bliżej światła. Lampy pod Urzędem świeciły mocniej od latarni.
Kartka wyglądała jak nieudany szkic. Na pierwszym planie wielkie
skrzydła przeplatały się z wyblakłym szkicem śledzia i jakąś plątaniną
linii.
Usłyszała znajome kroki.
- Kochanie, zobacz znalazłam poltergeist.
-
Chyba Palimpsest – podszedł do niej z szerokim uśmiechem i spojrzał na
kartkę w jej dłoniach. Stopniowo uśmiech znikał z jego twarzy..
***************************************************
Ziąb
utrudniał marsz. Przytulała się do chropowatych ścian budynków chroniąc
się przed przenikliwym podmuchem wiatru. Na tablicy dojrzała jakiś
plakat przerobiony na ogłoszenie grzecznościowe. „Przyjmę bezdomnych pod
swoje skrzydła – Fundacja Dam”. Prychnęła. Jeszcze raz spojrzała na
plakat, przedstawiał uśmiechniętego śledzia - na talerzu - z białymi
zamglonymi oczami. Pod spodem ozdobnymi, zawiłymi literami ktoś dopisał
„Smacznego”. Nie no tego już za wiele. Nie czuła się bezdomna! A ten Palimpsest to jakiś absurd.
- Hej Marta, masz ochotę na śledzia?- ktoś zawołał, za wtórowała mu salwa śmiechu.
Zacisnęła zęby i przyśpieszyła nie oglądając się za siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz