Wstawał
świt. Kropla rosy ze złociła się promieniami wynurzającego się
zza horyzontu słońca. Zgęstniała od wzbierającej w niej
magii. Przyklejona do szerokiego liścia Hosty. Czekała. Trzeba było
mieć dużo szczęścia by trafić na takie zjawisko. Raz na tysiąc
lat magia spływała z nieba i ukryta w kropli rosy zmieniała los
obdarowanego, zmieniała świat.
Amelia.
Być może to los zdecydował, że to właśnie ona pojawiła się w
odpowiednim miejscu i czasie. Pozwoliła by złota kropla przylgnęła
do palca i połączyła się z krwiobiegiem. Wiedziona zwykłą
ciekawością, niewiedzą, nieświadomością. Zwykłą fascynacją
pięknem połyskującej kropli.
Od
tamtej pory zaczęli ją obserwować. Widzieli jak się zmienia,
rozrasta, dojrzewa. Intuicyjnie wyczuwała zbliżające się
niebezpieczeństwo, czuła zagęszczająca się atmosferę spisku.
Słyszała szepty swoich myśli podpowiadających gdzie iść, co
robić. Stopniowo jej zmysły mogły sięgać coraz dalej, coraz
głębiej. Ceną za to była samotność. Była inna. Raz zwierzyła
się koleżance z klasy, że widzi jej myśli. Kamila wyśmiała ją.
I wystraszyła się jej inności, dziwnych iskierek we włosach.
Amelia rzadko się uśmiechała. Patrząc na dziewczynę wydawało
się, że jest ciągle zatopiona w myślach i że patrzy nie na ciebie
lecz gdzieś w ciebie. Jej spojrzenie przeszywało na wskroś.
Wszyscy bali się tego spojrzenia, tej jej powagi. Jednak nie była
sama.
Odkąd
pamiętała zawsze jej towarzyszył. Cień. Widziała go kątem oka.
Niewyraźna sylwetka ukryta w cieniu drzewa, delikatnie wtopiona w
czerń murów, ukryta w ciemnych narożnikach. W szarościach,
czerniach i zbutwiałych pniach chylących się drzew. Na podwórku
było dużo takich zaułków. Gdy była mała bała się go. Miała
wrażenie że ją obserwuje, osacza, że chce ją zabrać do innego
świata. Z czasem zaczął ją fascynować. Był magiczny. Widziała
go kątem oka, lecz gdy się odwracała znikał. Stał się częścią
jej życia.
-
Amelio ! - zatopiona w myślach nie zauważyła upływu czasu, pora
do szkoły.
Wiedziała
że rodzice się o nią martwią. Szczególnie mama. Czuła jej
strach i troskę. Widziała jak kręci głową i wzdycha za każdym
razem gdy musi ją wyrywać z tej plątaniny myśli. Przecież nie
pasowała tam. Wcale nie miała ochoty wchodzić kolejny raz w
zawirowania myśli rówieśników. „Dziwaczka” „Świruska”.
Jej całe życie w Merelli ? Kochała tą nadmorską krainę. Fale
uderzające o wysoki skalisty brzeg. Morska bryza opadająca słoną
mgłą na twarz. Jednak coś ciągnęło ją dalej w nieznane. Czy
Cień przyłączy się do niej? Miała nadzieję że tak. To była
jedyna istota która ją rozumiała. Tylko jego myśli były,
powiedzmy, przyjaźniejsze.
Noc
to czarny płaszcz
rozdzierany
bez litością dnia
Noc
to wolność ma
Noc
to wolność dnia
Stało
się. 12 maja roku 6 księżyców. W dniu swoich 18 urodzin spakowała
się i ruszyła w nieznane. Do niewielkiego plecaka zabrała tylko
mydło, pieniądze -swoje oszczędności, trochę jedzenia i ubranie
na zmianę. Napisała list pożegnalny i wyskoczyła oknem
parterowego budynku. Na przystani ukradła łódź. Pod osłoną nocy
odbiła od brzegu i pozwoliła się prowadzić gwiazdom. Morskie fale
kołysząc łodzią utuliły ją do snu. Śniło jej się że leci,
czyjeś ręce ją uniosły, szum skrzydeł, wielu skrzydeł.
Obudził
ją chłód i twardość posadzki, przez małe wąskie okienko sączył
się dzień. Nie była na łodzi. Jak tu się znalazła? Powiodła
wzrokiem po szarych ścianach aż do solidnych drewnianych drzwi.
Była więźniem?
Więc
dlaczego nikt nie zabrał jej plecaka?
-
Jest tu ktoś? - uderzyła pięścią w drzwi.
Zachrobotał
klucz w zamku. Do środka weszła wysoka szczupła postać. To ON.
Odruchowo cofnęła się aż do ściany. To nie możliwe. Przybysz
wypełnił sobą całe niewielkie pomieszczenie. Nie w sensie
fizycznym. To jego aura rozprzestrzeniała się jak pękaty balonik
przyciskając ją do ściany. Obserwował ją, wytrzymała jego
spojrzenie.
-
Witaj pani – zaszczycił ją nikłym uśmiechem i ledwo
dostrzegalnym skinieniem. Pomyślała z ironią , to pewnie miał być
ukłon. - Jesteś w Kalliole. Jeśli zgodzisz się współpracować
staniesz się gościem jeśli nie więźniem.
-
Witaj Panie – odwzajemniła lekki ukłon – Jestem Amelia,
przybyłam z Merelli. Nie chciała bym sprawiać kłopotu swą osobą,
chętnie opuszczę te włości i wyruszę w dalszą drogę...
-
O tym to ja zadecyduję – uderzyła ją jedna myśl. Potrafił
chować swoje myśli i emocje. Wyczuwała mgłę i wysoki mur. -
wyprowadzić ją.
-
Pani pozwoli – dwóch podobnych do Cienia mężczyzn chwyciło ją
za ramiona i wyprowadziło z celi. Jej opór i protesty na nic się
zdały.
-
Gdzie mnie ciągniecie! Puście!
Wąski
korytarz stopniowo się rozszerzał. Na końcu były wielkie
pozłacane wrota ozdobione skrzydłami i mieczem. Wrota do raju?
Przemknęła jej myśl. Cień uderzył trzy razy i brama się
otworzyła. Na chwilę oślepiło ją jasne światło. Wszyscy padli
na twarz pociągając Amelię ze sobą. Pokłon przed Królem?
-
Witaj Amelio, jestem Arael władca tego Zamku. - gestem ręki nakazał
by powstali – sprowadziłem cię tu, bo jesteś nam potrzebna. -
zbliżył się i zsunął kaptur jej głowy.
Po
sali rozszedł się pomruk zachwytu. No tak,te gwiazdki zawsze robiły
wrażenie. Od Cienia wyczuła smutek. Odwróciła się i spojrzała
mu w oczy. I znowu ta mgła.
-
Jak zapewne zauważyłaś już od dawna cię obserwujemy –
uśmiechną się znacząco do Cienia – Muriel doskonale się
sprawdził.
Muriel?
Więc tak nazywał się jej cień? W końcu poznała imię swego
towarzysza.
-
Wiemy że jesteś niezwykłą dziewczyną – Arael kontynuował
swoją przemowę. - masz dar który bardzo jest nam potrzebny.
Ciekawe
do czego? Podziwiała zbroję mieniącą się kolorami tęczy.
Purpurową tunikę i berło z wielkim ametystem. Mimo podeszłego
wieku biła od niego siła i...magia? Co skrywał pod błękitną
peleryną?
Przymknęła
oczy i pozwoliła zmysłom szukać. I znowu ściana. Mogła by ją
zburzyć wysiłkiem woli..
-
Nie teraz! - napotkała twarde spojrzenie fioletowych oczu Araela. -
powściągnij swą ciekawość Amelio.
-
Co wiesz o aniołach?
O
aniołach? Dlaczego akurat o nich?
-
Wiem że są Zastępy Aniołów i Upadłe.. - zastanowiła się przez
chwilę – te upadłe przyłączyły się do Lucyfera..
-
Nie wszystkie! - jedna z postaci siedzących na krzesłach
ustawionych w długich szeregach wstała i zdjęła pelerynę – nie
którzy z nas chcieli wrócić! Nazywam się Haniel ! I postanowiłem
wrócić do Chórów Anielskich.
Był
piękny. Rozłożył dumnie czarne skrzydła. Bił od niego złoty
blask. Miał na sobie zieloną pelerynę i szmaragdową różę w
dłoni. Sala wypełniła się szumem anielskich skrzydeł.
-
Dlatego założyliśmy z Murielem szkołę dla upadłych aniołów. -
Arael podniósł głos by przedrzeć się przez szum mnóstwa
skrzydeł.
-
Na razie jest nas tylko dwudziestu. - nagle Anioł w zielonym
płaszczu podszedł do Araela ukłonił się i szepną mu coś do
ucha – niestety muszę was opuścić, obowiązki wzywają. Murielu
oprowadź Amelię i zapoznaj z ideologią naszej szkoły.
Rozwiną
białe skrzydła i doleciał.
Jestem
jak Upadły
Anioł,
według której
własnej
świadomości
postąpił
słusznie
ale
według innych
nie
powinienem nic robić
tylko
się przyglądać.
Nawet
nie zapytał czy chcę. Czy potrafię!
-
Proszę tędy. - wskazał na wrota i puścił przodem. - tędy w
prawo.
A
mam wybór? Posłusznie ruszyła długim korytarzem. Mijali
zakratowane okna z widokiem na plac.
-
To jest Zamek Pilotettum. Zaadoptowaliśmy go dla celów
szkoleniowych. Tu jak już słyszałaś upadłe anioły dostają
drugą szansę. - mówił spokojnym głosem, ale i tak wyczuła
niechęć.
Dlaczego
on mnie tak nielubi? Była przyzwyczajona do niechęci otoczenia, ale
ten chropowaty dystans był dla niej nowością.
-
A gdybym chciała uciec ?
-
Proszę bardzo – wykonał dłonią zapraszający gest. Potraktowała
to jak wyzwanie.
Wspięła
się na wieżę i rozejrzała wokoło. Wszędzie lazurowe fale
zlewały się z błękitnym horyzontem.
Wdrapała
się na mury i spojrzała w dół. Wszędzie woda.
-
Zamek na skale? Jesteśmy na wyspie?! - wyszczerzył zęby w
ironicznym uśmiechu.
-
Brawo. Cóż za spostrzegawczość! - nienawidziła go. Był wredny,
bezczelny, nieczuły. Był..był...
Kamiennymi
schodkami zeszła na plac i ze łzami w oczach pobiegła przed
siebie. Przez zamglone oczy ujrzała jakiś budynek wbiegła do
środka i zatrzasnęła za sobą drzwi. Zakryła dłonią usta by z
tłumić szloch.
Zostawcie
mnie w spokoju. Przecież nic od was nie chcę. Zatęskniła za
rodzicami, za domem. Za późno, są daleko… Wierzchem dłoni
otarła łzy. Drewniane ławki, stare witraże. Była w kaplicy.
Zegar wybił 12, popołudnie. Usiadła w ostatniej ławce, otuliła
się szarą peleryną, na kasztanowe włosy nasunęła kaptur.
Bezmyślnie wpatrywała się przed siebie. I co teraz? Gdy już
opadły kurtyny złości i beznadziei trzeba przemyśleć sytuację w
jakiej się znajdywała.
Muriel
niepewnie patrzył na zamknięte drzwi do kaplicy. Może trochę
przesadził z tym dystansem. Przecież tego od niego oczekiwano. Nie
spoufalać się, nie angażować. Relacje czysto służbowe.
Westchnął i ruszył ku bramie zamkowej. W wielkiej sali już
czekali. Gdy wszedł wszystkie oczy skierowały się na niego.
-
Zamknęła się w kaplicy – ile powinien im powiedzieć? Czy by
zrozumieli śmiertelniczkę? Człowieka? - musi przemyśleć naszą
propozycję.
-
Kim ona jest? - pierwszy powstał Haniel – Do czego może nam się
przydać? Przecież nawet nie ma skrzydeł.
-
Jest po to byście zrozumieli, że człowiek mimo swej niedoskonałości
też potrafi.. - próbował tłumaczyć jak umiał najostrożniej.
Przecież nie mógł zdradzić, że jej zdolności są przydatne by
wykrywać zdrajców, szpiegów i buntowników. Niemożliwym jest by
tylu upadłych aniołów ot tak bezinteresownie chciało przejść na
stronę niebiańską. Ale każdy miał prawo do takiej szansy.
-
Tak wiemy, to stworzenie Boskie, lecz nigdy nie będzie tak jak my –
Uriel ukłonił się Murielowi – uskrzydlona. Czy jest w stanie nas
zrozumieć?
-
Wiem że ludzie gardzą nami czarnoskrzydłymi – Arael postanowił
zakończyć dyskusje puki w spekulacjach nie zabrnęła za daleko –
chciałbym jednak dać Amelii szansę by nas poznała. Byśmy siebie
nawzajem poznali.
Po
sali rozległ się szum aprobaty, ale i protestów. Muriel rozejrzał
się po zgromadzonych. Ciężko będzie przekonać ich do tego
pomysłu. Był jednak pewny, że gdyby poznali prawdę dziewczyna już
dawno by nie żyła.
-
Temat uważam za zamknięty, proponuję przejść do kolejnego punktu
obrad Kto jest za tym by Moce i Potęgi przenieść do Księstwa. -
Muriel ukłonił się Araelowi i wyszedł z sali. Miał nadzieję że
dziewczyna już ochłonęła i przemyślała swoją sytuację.
Amelia
chyba setny raz westchnęła. Właściwie nie miała wyboru. Była na
wyspie, zdana na łaskę i niełaskę aniołów. Czarnoskrzydłych.
Oprócz skrzydeł niewiele się między sobą różnili. Byli
istotami myślącymi, ułomnymi, pragnącymi akceptacji i
zrozumienia. No może anioły były piękniejsze, uśmiechnęła się
na wspomnienie Haniela. Niemożliwe by ktoś tak piękny mógł być
na wskroś zły. Jej zmysły wyczuły zawirowania przy wejściu do
kaplicy. Ktoś wszedł do środka.
-
Pani, pewnie jesteś głodna – to Muriel wrócił – zapraszam na
posiłek.
W
milczeniu minęła go i wyszła na zewnątrz. Skoro pałał do niej
aż taką niechęcią, nie widziała sensu nawiązywać konwersacji.
Kuchnia i jadalnia były po drugiej stronie placu zamkowego. Od progu
wyczuła smakowite aromaty potraw. Zaburczało w brzuchu.
Zajęła
miejsce najbardziej na uboczu, ale i tak czuła na sobie badawcze
i nieufne spojrzenia. Czego od niej oczekiwali? Że padnie im w
ramiona i potraktuje jak swoich braci? Czy skuli się jak osaczona
sarna oczekując na wyrok? Nigdy przed nikim nie chyliła głowy i
teraz też nie zamierzała. Wyjadłszy wszystko co do okruszka
odniosła naczynia. Nie oglądając się na Muriela opuściła
jadalnię.
Grupka
aniołów stała przy studni o czymś żywo dyskutując. Postanowiła do nich
podejść. Trzeba jakoś przełamywać lody. Może oni będą
bardziej przychylniejsi w rozmowie.
-
Zapytaj ją .. - była wystarczająco blisko by usłyszeć ostatnie
słowa. O co chodziło? Coś od niej chcieli?
-
O co chodzi? - uśmiechnęła się rozpoznając wśród nich
Haniela.
-
Zastanawialiśmy się czy...posiadasz jakieś szczególne zdolności?
- Uriel patrzył na nią badawczo spod przymkniętych powiek. Wyczuła
napięcie oczekiwania. Ostrożnie nabrała powietrza w płuca
starając się nie pokazać po sobie zbyt wielu emocji.
-
No cóż.. - uśmiechnęła się beztrosko – Obawiam się że te
efekty specjalne z włosami to jedyne na co mnie stać.
Skłamała.
Może to nie najlepszy początek nowej znajomości. Ostatnio gdy
powiedziała prawdę, straciła wszystko teraz nie chciała
ryzykować.
Miłość
jest dziwna? Strasznie nerwowa
coś
chce powiedzieć, ale się boi
słowa
zbyt wielkie? W spojrzeniach chowa.
Odwagę
miewa w snach swoich.
Marcin
Urban „Miłość jest dziwna” fragment.
W
końcu była szczęśliwa. Haniel wziął ją pod swoje skrzydła.
Razem chodzili na spacery. Oprowadził ją nawet po Zamku.
Opowiedział o szkole. Imponowało jej że ktoś tak przystojny się
nią zainteresował.
-
Tutaj uczą nas o was śmiertelnikach, dlaczego powstaliśmy my
anioły. To bardzo interesujące. Na przykład to że wy też
musieliście opuścić Eden.
-
No cóż, za wszystkie błędy kiedyś trzeba zapłacić. U nas
przechodzi to z pokolenia na pokolenie.
Musimy
chrzcić nasze dzieci by zmyć z nich grzech naszych przodków.
-
To nie sprawiedliwe – udał oburzenie – przecież nie możecie
odpowiadać za ich czyny.
-
Obawiam się, każdy z nas ma wolną wolę i w pewnym sensie
odpowiada za przyszłość swojej rodziny.
Haniel
spojrzał na Amelię i lekko się uśmiechną. Niebyła pewna czy
zrozumiał to co chciała mu przekazać.
-
A słyszałaś taki dowcip? Ilu trzeba Aniołów Ciemności by
zapalić pochodnię?
Żadnego,
prawdziwy Anioł ciemności się nie boi! - uniósł jej dłoń i
zbliżył do ust. - Przykro mi Amelio, ale muszę cię opuścić,
obowiązki wzywają.
Rozwinął
skrzydła i zniknął w jednej z wierzy obserwacyjnych.
Policzki
ją paliły. Dotknęła dłoni, chyba jej nigdy nie umyję.
Rozmarzona obróciła się
w stronę Stołpy..i staneła oko w oko z Murielem. Mało jej serce
nie wyskoczyło ze strachu.
-
Co ty dziewczyno wyrabiasz? Bawisz się w jakieś amory? - sykną jej
w twarz. Był blady, oczy pociemniały mu ze złości. - mam nadzieję
że niczego mu nie wypaplałaś.
-
Nie martw się, umiem dotrzymywać tajemnicy.
– a więc o to tylko się martwił, o te swoje tajemnice. - już
nie musisz się zmuszać do pilnowania mnie, sama sobie poradzę.
Otworzył
usta jakby chciał coś powiedzieć, ale wyminęła go i wspieła po schodkach na mur zamkowy, a z stamtąd
na wierzę obronną. Cała
się trzęsła ze złości.