Ryzyko
popłaca
a
się go nie boję
bo
jeśli upadnę to mam obiecane
że
i tak zostanę upadłym.
Prawo
mówi – lojalność wobec braci Aniołów.
Prawo
mówi – nie możesz zbliżyć się duchowo do żadnego śmiertelnika
przed ukończeniem szkoły.
Prawo
mówi – tylko Władca jest twoim Panem i jemu winnyś
posłuszeństwo.
Prawo
mówi – nie obnażać przed człowiekiem swoich mocy.
Czy
mógł spaść niżej? Na same dno swojego istnienia. Łamiąc
wszystkie zasady. Żelazne okowy ocierały się o nadgarstki.
Szarpnął. Zabrzęczały łańcuchy. Przez wąskie, zakratowane
okienko sączyło się światło. Przysiadł ostrożnie prostując
zranioną nogę. Gdzie była dziewczyna? Czy przeżyła upadek?
Jeśli
nie żyła on też równie dobrze mógłby być martwy. Brązowo
purpurowe oczy anioła przenikał gniew. Tęsknota ściskała serce.
Lustrował ściany szukając szansy na ucieczkę. Było tylko to małe
okienko tuż pod pułapem.
Gdy
otworzyła oczy od razu rozpoznała to miejsce. Cela pod bastionem.
Znajomy zapach wilgotnych murów. Przegniła słoma na glinianym
klepisku. Odchylono klapę w suficie. Mały płomyk wślizną się do
środka, a zaraz za nim smukła postać. Podniosła się pełna
nadziei. Muriel?
Z
rozczarowaniem rozpoznała złote włosy Haniela. Z lekkim uśmiechem
na ustach podszedł do niej. Smukłym palcem powiódł po szyi
dziewczyny aż do podbródka.
-
Gdzie jest klucz!? - zimne spojrzenie malachitowych oczu przeszywało
na wskroś.
-
Jaki klucz? - spojrzała mu śmiało w oczy. Nie bała się.
Zamachną
się i uderzył. Zaskoczona potoczyła się aż pod ścianę. Nigdy
Ci nie powiem.
Roztarła
dłonią piekący policzek. Nigdy. Złapał ją za włosy i podniósł
do góry.
-
Twoja ostatnia szansa! Gdzie jest klucz! - w odpowiedzi splunęła mu
w twarz.
Przez
źrenice przepłyną mu złowieszczy błysk furii.
-
Ladacznico!! - puścił włosy. Długą kaskadą opadły jej na
ramiona. Zamachną się i uderzył z większym rozmachem. Siła
odrzutu przybiła ją do ściany. Osunęła się na ziemię. Poczuła
w ustach słodki smak krwi. Sięgnął kolejny raz, chwycił za poły
sukienki i podniósł do góry jakby nic nie ważyła. Zamachała w
powietrzu nogami z trudem łapiąc powietrze.
-
Jeszcze cię złamię – przyciągną do siebie i pocałował.
Zaparła się rękami odpychając Haniela. Był silniejszy. Miażdżył
jej obolałe usta swoimi. Nagle oderwał się i puścił. Upadła na
ziemię jak szmaciana lalka. Przez chwilę cela wirowała przed
oczami. Odetchnęła gdy Haniel opuścił więzienie. Zamknęła oczy
i zatopiła zmysły w swojej jaźni. Był tu. Patrzył na nią swymi
miodowymi ślepkami. I co teraz? Trzeba pomóc dla Muriela. Kotek
patrzył znacząco oczy. O co chodzi? Odsunął się i spojrzał
gdzieś za siebie. Gdzieś pod sercem skraplała się nowa magia.
Pierwotna. Nie! To niemożliwe. Przecież… Z czułością spojrzała
na małą jeszcze nie ukształtowaną plamkę. O północy przyszli i
wyciągnęli dziewczynę z celi. Nie wiedziała gdzie ją prowadzą.
Otworzyli jakieś drzwi i wepchnęli do środka. Przeklęta ciemność.
Gdzieś pod ścianą słyszała czyjś oddech. Nieprzyjaciel? Do rana
nie ruszyła się ze swego miejsca przy drzwiach.
Mulier
jak lew w klatce szarpał łańcuchy, gdy nie pozwalały dalej zrobić
kroku. Nagle drzwi się otworzyły. Do środka wszedł kondukt pięciu
aniołów z Arielem na czele.
-Twoja
podopieczna jest wyjątkowo upartą osobą – podszedł do Muriela
na wyciągniecie ręki – jak ją skłonić do mówienia? Przecież
nie chcielibyśmy alby..uległa nieszczęśliwemu wypadkowi? Prawda?
-
Rusz ją, a odeślę Cię w otchłań piekielną – więzień
szarpną, jednak okowy uniemożliwiały zadanie ciosu.
-
Dobrze wiesz że tylko posiadacz magicznego klucza to potrafi. -
skiną na współtowarzyszy- zobaczymy które z was ma silniejszą
wolę.
Anioły
napięły łańcuchy przyciskając go twarzą do ściany. Po dwóch z
każdej strony. Powietrze przeciął świst bicza. Więzień zamkną
oczy. Teraz był tylko on i Amelia. Gdy kolejne razy rozrywały mu
skórę na ramionach. On był daleko od bólu. Widział tylko jej
twarz. Przytulał i obiecywał że na zawsze już będą razem. Przy
dziesiątym uderzeniu upadł na kolana.
Uriel
uniósł dłoń.
-
Dość! Mam nadzieję że to wygląda wystarczająco przekonująco.
Wyszli.
Za zaryglowanymi drzwiami ucichły kroki. Całe ciało promieniowało
bólem. Powietrze przesiąkło słodkawym zapachem krwi. Opadł na
klepisko. Rozpalone mięśnie odbierały siły. Samo leczenie
przebiegało bardzo powoli.
Nazajutrz
był wystarczająco silny by się podnieść. Wtedy ją zobaczył.
Drzemała skulona przy samych drzwiach. A więc o to chodziło.
Liczyli na to że dziewczyna zmięknie gdy zobaczy go pobitego. Nagle
coś rozbłysło. Mały złoty kotek wyszedł z ciała Amelii.
Mrucząc podszedł do anioła. Położył mu łapkę na piersi. Magia
zaczęła wsiąkać w ciało Muriela. Goiły się rany. Prostowały
skrzydła. Moc wypełniała go po brzegi.
-
Co zrobiłeś? - Ariel nie wierzył własnym uszom. - zamknąłeś
obydwoje w jednej klatce?
-
Gdy zobaczy w jakim stanie jest jej ukochany na pewno się podda. -
Haniel nie czuł się zbyt pewnie wobec furii Ariela. To on po
śmierci Araela mianował się przywódcą, a Muriela okrzyknął
zdrajcą.
-
Głupcze! Czy wiesz jaką moc ma klucz? - Haniel zbladł gdy poczuł
ostrze miecza na szyi. - mam nadzieję że jeszcze nie jest za późno.
Pierwszych
uskrzydlonych którzy podbiegli do celi zaskoczył blask wyciskający
się z wszelkich szczelin. Gdy chwycili za klamkę, nagle drzwi
wyleciały z framugi i przybiły ich do ściany. Haniel z
przerażeniem patrzył jak wielka kula magii powiększa swą
objętość. W środku Muriel rósł w siłę.
Amelia
przeczuwając co za chwilę nastąpi wybiegła z celi. Zebrani w
około aniołowie rzucili się do ucieczki. Za późno. Potężna
eksplozja wypełniła całe pomieszczenie. Cztery postaci które nie
zdążyły uciec znieruchomiały. Po chwili rozsypały się w pył.
Muriel lekkim krokiem wyszedł z lochów. Jego szaty mieniły się
złotem. W czarnych włosach przebłyskiwały purpurowe refleksy.
Miecz stał się szerszy i masywniejszy. Ewoluował. Podszedł do
Haniela.
-
Hanielu wodzu chórów księstw Taraszim, Serifota. Jam jest władcą
tego zamku. Skalałeś dobre imię aniołów. Mocą klucza skazuję
cię na otchłań piekieł!!
Uderzył
mieczem w ziemię. Oślizłe, brunatne macki wypełzły ze szczeliny
i wciągnęły przerażonego Haniela pod ziemię.
Amelia
z podziwem patrzyła jak inne anioły oddają mu pokłon. Tu już nie
było dla niej miejsca. Dyskretnie wydostała się z zamku. Powinnam
wrócić do domu. Tu był jej dom. Serce krwawiło na myśl o
opuszczeniu tego miejsca. Ociągając się wróciła do pokoju po
swoje rzeczy. Cząstka magii z magicznego klucza uchyliła drzwi.
Wśliznęła się na pomost. Wsiadła do łodzi. Po raz ostatni
spojrzała na oddalający się zamek. Tak będzie najlepiej.
Kochać
i tracić, pragnąć i kochać
Padać
boleśnie i znów się podnosić
Krzyczeć
tęsknocie „precz” i błagać „prowadź”
oto
jest życie: nic, a jakże dosyć.
Leopold
Staff
Na
Merelli obserwowało ją wiele zdziwionych oczu. Zaskoczonych.
Dlaczego po tylu latach wróciła. Czy już ją pochowali? Czy
cieszyli się ze zmartwychwstania? Skłamała, że została porwana
na morzu. W końcu po latach udało jej się wydostać. Odprowadzały
ją spojrzenia rodziców. Aż do drzwi pokoju. Za zamkniętymi
drzwiami płakała w poduszkę z tęsknoty i strachu. Dni mijały a
Amelia zastanawiała jak długo jeszcze uda się ukryć rosnące w
niej życie. Tylko morze koiło jej serce. Trzepot skrzydeł mew
przypominał odgłos skrzydeł aniołów. W Pilotettu tak jak tu fale
rozbijały się o skalisty brzeg. Już zmierzchało gdy kamienną
drogą doszła do rybackiej przystani. Falochrony chroniły plażę
przed rozmyciem. Nieliczne pomosty, redy z przycumowanymi grubymi
łańcuchami kutrami. Wraz z latarnią morską tworzyły krajobraz
portu rybackiego. Wędrowała plażą w stronę morskiej latarni.
Mijała rzędy chyboczących się na wodzie kutrów i łodzi.
Kamienne
schody prowadziły aż do samych drzwi. Przystanęła i spojrzała w
górę. Jeszcze parę stopni i będzie na miejscu. Może nocleg w
Latarni to nie najlepszy pomysł jednak w tej chwili potrzebowała
odosobnienia.
-
Amelio.. - drgnęła, czyżby nocna mara z sennych marzeń znów
powróciła. Jego głos. Rozmazana twarz z za ściany łez.
-
Amelio. Szukałem cię wszędzie. - czy to sen? Czy naprawdę tu
stoi. - sprawdziłem wszystkie miejsca w których bywałaś.
Bała
się poruszyć by jego obraz nie rozpłyną się jak mgła. A co
jeśli dłoń którą wyciągnie przeniknie przez wyimaginowany
obraz? I znów poczuje przed sobą tą zimną pustkę? Nie
przeniknęła.
-
Byłem na wieży z której wypatrywałaś stałego lądu. - kciukiem
otarł łzę spływającą z jej policzka – W lochach, gdzie
drzemałaś skulona koło drzwi. I w celi bastionu gdzie pierwszy raz
spojrzałaś mi w oczy. Dlaczego odeszłaś?
-
Ja.. - co miała powiedzieć. Odeszła bo była ..inna? - Zostałeś
Królem. Król nie może mieć.. nie może być..
-
Z człowiekiem? - dokończył – Bo Anioł i człowiek to dwa
światy? Znalazłem pomost między nimi! Są Anioły które chcą się
nauczyć chodzić po tym pomoście!
Odgarną
kasztanowe loki z jej twarzy. Tak bardzo tęskniła. Chciała mu
powiedzieć o swojej tajemnicy którą nosiła pod luźnym ubraniem.
Bała się. Jaka przyszłość czekała ją i Muriela w Pilotettum?
Spojrzała na zmęczoną twarz Muriela. Nagle podjęła decyzję.
Skoro on w nich wierzył to ona też! Przecież tam był jej dom w
zamku.
-
Jest jeszcze coś – cofnęła się o krok by uważniej spojrzeć
Aniołowi w oczy. - pod sercem rośnie owoc naszej miłości..
Pogładziła
się po lekko zaokrąglonym brzuchu.
Radość
i duma rozbłysła w oczach Muriela. Krew z ich krwi, ciało z ich
ciała. Pogładził krągłość w którym rosło nowe życie. Wyczuł
magię. To będzie ktoś wyjątkowy.
-Szkołę
przekształciłem w Gildię Aniołów. Twoja magia jest niezbędna. -
wtuliła się w jego ramiona. - musisz wrócić ze mną.
-
Musisz być bardziej przekonujący – przechyliła przekornie głowę.
Muriel
uśmiechną się łobuzersko. Objął Amelię w tali. Uniósł.
Zarzuciła mu ręce na szyję. Od pocałunku zawirował świat. Jego
ręce i usta obiecywały więcej. Rozpalały zmysły, zapierały
dech.
-
Czy to było wystarczająco przekonujące? - wyszeptał całując
ukochaną w szyję.
-
Tak. Zdecydowanie Tak. - zamruczała – jesteś świetnym dyplomatą.
Koniec.