piątek, 5 stycznia 2018

Cień Anioła Część II

Nie zrezygnowała z ucieczki. Co dziennie wdrapywała się na basztę obronną i obserwowała horyzont. Statek, wyspa cokolwiek byle by dawało nadzieję na wydostanie się z tego więzienia. Nic się nie pojawiało, to jakaś zaklęta wyspa. Trudno, trzeba być cierpliwym. W szkole było spokojnie, żadnych gwałtownych emocji. Uczniowie spokojnie poddawali się edukacji z teologi i praw boskich. Dziwne jak szybko minęły te 2 księżyce. Arael z Murielem tłumaczyli by cały czas była czujna. Bunt może wybuchnąć w każdej chwili.
Tej nocy nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok, ale sen nie nadchodził. Gdy uzmysłowiła sobie dlaczego natychmiast wyskoczyła z łóżka. Napięcie w powietrzu było tak gęste, że aż iskrzyło. Ktoś był w niebezpieczeństwie. Muriel! Chwyciła płaszcz i wybiegła na korytarz. Ledwo tlące się pochodnie dawały nikłe światło. Jej pokój znajdował się w Budynku z Wieżami niedaleko kuchni. Anioły przebywały w pokojach zamkowych koło kaplicy. Dzieliło ich około 15minut drogi. Amelia nie zastanawiała się co zrobi, wyciągnęła spod poduszki sztylet, prezent powitalny od Araela. Wsadziła za pasek sukienki. Wybiegła w ciemność. Szła z wyciągniętymi przed siebie rękami wzdłuż murów dopóki nie ujrzała pochodni palących się u wejścia do kaplicy. Znowu zaczęła biec. Czy zdąży? Czy nie jest za późno?
Muriel spał spokojnie otulony miękkimi oparami alkoholu. Znowu pozwolił sobie na więcej. Wszystko przez tą dziewczynę. Martwił się. Widział jej zauroczenie. Znał Haniela. Jak miał ją ostrzec skoro nawet nie chciała z nim rozmawiać. Gdzieś w tle jakieś szepty to przybliżały się to odpływały. Coś z brzękiem upadło i potoczyło się pod łóżko. Próbował się podnieść. Kręciło mu się w głowie od mocnego wina. Nagle poczuł ból w tyle głowy i wszystko odpłynęło…
Przyklejona do ciemnych ścian korytarzy obserwowała pięć postaci wynoszących zwinięty koc z pokoju Muriela. Miała nadzieję że nie słyszeli jak mocno bije jej serce. Starała się oddychać jak najciszej. Ostrożnie, pilnując by nie zgubić ich z zasięgu wzroku podążała za porywaczami. W koło panował półmrok. Ostrożnie weszli na mury, a stamtąd do wieży obronnej. W podłodze uniosła się klapa i koc wraz z zawartością został wrzucony do środka. Cztery postaci gdzieś się rozpierzchły. Został tylko strażnik. Amelia myślała intensywnie. Żałowała że nie ma jakichś przydatnych zdolności. Chociażby ogniste pociski, albo obezwładniające uderzenie. Nagle jej twarz rozjaśnił uśmiech, chociaż to drugie dało by się załatwić bez magi. Koło baszty znalazła fragment masywnej deski. Strażnik zwrócony przez chwilę tyłem nie miał szans. Od uderzenia w głowę padł jak długi. Chociaż raz gra w krykieta do czegoś się przydała. Zwisając na rękach wsunęła się do wlotu w podłodze i skoczyła w nieprzeniknioną ciemność.
- Muriel – wyszeptała przez zaciśnięte gardło. Czy jeszcze żyje? Odetchnęła gdy w pobliżu rozległ się przytłumiony jęk. Wilgotnymi od potu dłońmi wymacała fragment koca i po chwili skrępowane stopy. Wyciągnęła z zapasa sztylet, przecięła więzy. Nogi się poruszyły. Wędrowała dłońmi wzdłuż ciała aż do ramion by przeciąć knebel.
- Co się stało? - Muriel przewrócił się na brzuch by ułatwić dostęp do związanych rąk.
-Nie wiem. Gdy przybiegłam już cię wynosili w tym kocu. - szepnęła rozglądając się wokoło, jednak nic nie mogła dojrzeć. - naliczyłam pięciu.
- Musimy się pośpieszyć w każdej chwili mogą wrócić – Muriel po macku usiadł i uwolnił na dłoni ognisty płomyk. Napotkał zdziwione spojrzenie Amelii. Wzruszył ramionami – Każdy Anioł to potrafi.
- Nie ma tu drugiego wyjścia?
Anioł pokręcił głową. To jest cela więzienna. Westchnęła. Z koncentrowała się i pozwoliła zmysłom by szukały. Niemal natychmiast wyczuła zawirowania w pobliżu wieży. Szybko złapała Muriela za rękę by zdusić płomyk.
- Za późno już się zbliżają. - Muriel pociągną dziewczynę za sobą w najdalszy zaułek i okrył swoim czarnym płaszczem. Czuła lekki zapach alkoholu. Ciepło promieniujące z jego smukłego ciała. Martwiła ją reakcja zmysłów na tą bliskość. No cóż, nie będę utrudniała Murielowi życia.
Nad głową usłyszała kroki. Ktoś zauważył leżącego strażnika i rozgorzała dyskusja. Spostrzegli podniesioną klapę. Przez chwilę mały płomyk wirował pod podłogą. Odruchowo przylgnęła do Muriela, a on ukrył ją w swoich ramionach. Poczuła się bezpiecznie. Płomyk zgasł. Uf, pozostali niezauważeni. Przez chwilę słuchali oddalających się kroków. Niechętnie wyswobodziła się z jego uścisku.
- Jest tylko jedno wyjście. Brama i pomost z zakotwiczoną łodzią. Brama zamknięta jest na magiczny klucz. A klucz jest w pokoju Araela.
Tak dobrze było ją mieć przy sobie. Sięgała mu głową zaledwie do ramienia.
- Mógłbyś polecieć i nas z tąd wydostać..
Obawiam się, że złamałem sobie skrzydło gdy wrzucali mnie do celi. - ostrożnie chwyciła złamane skrzydło, sztyletem obcięła sobie kosmyk włosów i przyłożyła do uszkodzonego miejsca. Pukiel zaczął się skręcać aż powstała niewielka garstka żarzących się purpurowo iskier.
Muriel poczuł tylko lekkie mrowienie. Gdy iskry zgasły zdumiony poruszył zdrowym już skrzydłem.
- U nas w Merelli każdy tak potrafi – wzruszyła ramionami parafrazując wyniosły ton Muriela.
Anioł zachichotał rozbawiony żartem Amelii. Uwolniony płomyk niespokojnie drgał nad ich głowami.
- Amelio ja.. - szukał słów ale nie mógł znaleźć, więc po prostu rozbił bariery którymi tak się szczelnie odgradzał. Opuścił głowę bojąc się spojrzeć dziewczynie w oczy. Poczuł dłoń na swoim policzku. W jej zielonych oczach było niedowieszenie i fascynacja. Drżącymi palcami powiodła po konturach jego ust. Później musnęła je swoimi. Wpuścił ją do środka w głębokim pocałunku. Uniósł. Przycisną do ściany wodząc dłońmi po jej smukłych nogach. Oplotła go w tali. Zarzuciła ręce na szyję. Uniósł miękki aksamit sukni i dotkną ciepłego wnętrza ud. Jęknęła i wygięła się w łuk. Oszołomiony zapachem jej skóry. Zatracony w jej proszących o więcej pocałunkach. Wsunęła rękę w fałdy sięgającej do kolan tuniki. Poczuła jak jest twardy i pulsujący. Wszedł w nią płynnym ruchem. Na chwilę zamknął oczy i napawał się jej gorącym wnętrzem. Trwali bez ruchu chłonąc swoją bliskość. W szalonym tańcu miłości stali się jednym płomieniem. Może to ten jeden dzień jest im dany. Może jutra nie będzie. Tak bardzo raniło go uciekające spojrzenie. Ta paląca zazdrość o Haniela. Teraz już nie ważne była tu, czuł jej zapach, miękkość skóry.
Pod murami ścieliła się mgła, gdy opuścili celę. W świetle pochodni wyglądało to jak smugi waty poupychane po kątach. Na niebie księżyc na chwilę schował się za chmurami. Tyle razy wchodziła do Głównego Zamku, ale nigdy zakradając się. Apartamenty Araela znajdowały się na piętrze. Wśliznęli do środka głównym wejściem. W ogromnych przedsionkach witały ich dwa marmurowe posągi siedzących lwów. Białe ściany zdobione subtelnie pnączami winorośli. Na prawo rozpościerały się wachlarze schodów. Powiodła dłonią po barierce. Pogładziła posrebrzane głowy smoków jakby kłaniające się sobie i tym którzy się na nie wspinali. Najciszej jak się dało wspinali się po wykutych z białego marmur stopniach. Ściany tonęły w mroku kryjąc okazałe obrazy. Postaci na koniach, popiersia. Muriel stanął przed wejściem. Za białymi drzwiami z ozdobną złotą klamką spał Arael. Nie pukając uchylił drzwi i razem z Amelią wkradli się do środka. Wielkie łoże na środku pokoju z wezgłówkiem i dwoma baldachimami przylegającymi do ściany. Gruby wełniany dywan tłumił kroki. Gdy Muriel podszedł bliżej nagle cała krew odpłynęła mu z twarzy. Arael nie żył. Ktoś wbił mu sztylet w samo serce. Jego zaskoczone oczy patrzyły martwym wzrokiem gdzieś w sufit. Pióra porozrzucane naokoło łóżka. Białe i czarne. Pootwierane szafy i szuflady. Ktoś czegoś szukał. Śpiesząc się zostawił po sobie rozgardiasz.
- Jak wygląda magiczny klucz – Amelia rozejrzała się wokoło, gdzie go szukać? Chyba ktoś za nich już to zrobił.
-Arael mówił że zawsze ma go przy sobie. - zastanawiał się głośno Muriel.
Przy sobie. Amelia ponownie rozejrzała się po pomieszczeniu. Ostrożnie przeszukała ubranie zmarłego. Nic. Chyba że.. Położyła dłonie na skroniach Araela. Zamknęła oczy. Puściła zmysły by szukały. Ciemność. Cisza. Pustka. Już miała się wycofać, gdy coś rozbłysło. W ciemnym zakamarku martwej jaźni coś się kryło. Drobiny magi przerażone kuliły się i drżały. Podpłynęła bliżej. Wyciągnęła dłoń by chwycić. Mały złocisty kotek miaukną i odskoczył. Kotek? Mimo prób schwytania ciągle się wymykał. Nie tak na pewno się nie uda. Kucnęła. Wyciągnęła przed siebie rękę i czekała. Kotek ostrożnie podszedł parę kroków. Wysunął łepek wąchając koniuszki palców. Odskoczył. Znowu podszedł.. Otarł się o jej dłoń.

Muriel czuwał przy wejściu. Nie chciał przeszkadzać. To nad czym pracowała Amelia wymagało dużej koncentracji. Pochylona nad Araelem wyglądała jak pogrążona w modlitwie. Nagle na schodach zadudniły kroki. Muriel sięgnął przez prawe ramię i dobył miecza. Posrebrzana głownia odbijała światło pochodni. W głowicy lśnił rubin. Wysuną prawą nogę i ugiął w kolanach. Oparł płaz na lewym ramieniu gotowy do odparcia ataku. Uniesiony nad głową miecz Uriela ze świstem ciął powietrze. Muriel odskoczył w bok. Miecz przeciął powietrze i uderzył w posąg z brązu. Fontanna iskier wystrzeliła w górę. Zaatakował z góry. Pchnął mieczem. Zamachną się. Miecz Uriela zatrzymał się na jelcu. Przecisną Muriela do ściany.
- Gdzie jest klucz?!
Muriel zacharczał próbując złapać oddech. Zebrał siły i odepchnął przeciwnika. Odskoczył i natarł z półobrotu. Ostrze dosięgło ramienia Uriela. Zatoczył się.
- Dość tej zabawy!! - uderzył szmaragdową głowicą o zbroję. Rozpętała się burza. Błyskawice ślizgały się po ścianach. Pełzały po ziemi jak węże. Źrenice Uriela zapłonęły zielonym światłem.
Podmuch szarpał czarne długie włosy Muriela. Jego rubin na głowicy zapłonął. Głownia miecza wiła się jak języki ognia. Uderzył od dołu. Gdy miecze zderzyły się ze sobą w oknach eksplodowały szyby. Nagle gdy nacierał z wyciągniętymi przed siebie ramionami jedna z błyskawic liznęła go w biodro. Przewrócił się. Uriel zamachną się. Ognisty Anioł błyskawicznie przetoczył się. Rozległ się skowyt marmurowej posadzki pękającej pod uderzeniem błyskawic. Muriel poderwał się na nogi. Przez chwilę ciężko dysząc siłowali się na spojrzenia.
Amelia ostatnim wysiłkiem woli wabiła złocistego kotka. No chodź, nie bój się. Kici kici. Przecież nie możesz tu zostać. Czuła się bezsilna. Wszystko zależało od tego czy złocisty jej zaufa i pozwoli się wziąć. Było tak blisko. No chodź, malutki. Kici kici. Kotek mrucząc ocierał się o jej rękę. Już nie uciekał. Za plecami słyszała szczęk mieczy. Biedny Muriel pewnie jest już zmęczony. Poczuła ciepło rozchodzące się po ciele. Mogła tylko czekać. Skupiła się, pot sperlił się na czole od wysiłku.
No chodź kotku. Potrzebujemy Cię. Kotek miaukną. Spojrzał swoimi miodowymi ślepkami. Postawił małe łapki na palcach Amelii i wskoczył na ręce. Ostrożnie by nie spłoszyć zwierzaka uniosła i przytuliła. Powoli wycofała się z jaźni Araela. Otworzyła oczy. Ciało władcy zmieniło się w złoty pył i znikło. Udało się.
Muriel ciężko oddychał. Pot spływał mu po karku. Wilgotne kosmyki włosów przykleiły się do twarzy. Przenosił ciężar ciała uchylając się od ciosów Uriela. Zacisną zęby i znowu natarł. Miecze zatańczyły. Czerwień i szmaragd krzyżowały się ze sobą z impetem. Kątem oka zauważył jak Amelia prostuje się i chwyta skraju łóżka. Udało się. Czas się wynosić. Zebrał wszystkie siły. Odskoczył. Trzymając miecz na wysokości bioder natarł na przeciwnika. Uriel zablokował taszką. Muriel zawiną głownią i miecz Uriela odleciał parę stóp od przeciwnika. Ten wyciągną rękę by go podnieść. Nie zdążył. Rubinowa głowica uderzyła go w głowę. Padł nieprzytomny.
Opierając się na mieczu pokuśtykał do Amelii. Była dla niego wszystkim. Piekło go zranione biodro. Przytulił dziewczynę. Czuł jak pomału wracają mu siły. Rozległy się kroki na schodach. Tym razem było ich więcej.
- Musimy się wynosić. - chwycił dziewczynę w ramiona, odbił się od ziemi. Rozwiną skrzydła i wyleciał rozbitym oknem.
Z całej siły zagarniał powietrze skrzydłami. Byle dalej. Byle wyżej. Jeden z ognistych pocisków eksplodował w pobliżu. Podmuch wyrwał mu Amelię z rąk. Zapadła ciemność.
Haniel biegł na górę przeskakując po kilka stopni. W uchylonych drzwiach leżał anioł. Trącił stopą Uriela. Ten poruszył się i jęknął badając bolącą głowę. Długie fale złotych włosów Haniela poruszyły się od wzbierającej w nim magii. Podbiegł do okna i cisnął w stronę oddalających się postaci. Pocisk osiągną cel i eksplodował. Patrzył jak Muriel i Amelia niczym dwie szmaciane lalki odskakują od siebie i bezwładnie spadają.
- Łapcie ich! - krzykną do towarzyszy.
Obydwoje byli nieprzytomni. Które z nich miało klucz?
- Jego przykujcie do ściany w lochach, a ją do celi w bastionie.
W milczeniu wykonano rozkaz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz