Nie
zrezygnowała z ucieczki. Co dziennie wdrapywała się na basztę
obronną i obserwowała horyzont. Statek, wyspa cokolwiek byle by
dawało nadzieję na wydostanie się z tego więzienia. Nic się nie
pojawiało, to jakaś zaklęta wyspa. Trudno, trzeba być cierpliwym.
W szkole było spokojnie, żadnych gwałtownych emocji. Uczniowie
spokojnie poddawali się edukacji z teologi i praw boskich. Dziwne
jak szybko minęły te 2 księżyce. Arael z Murielem tłumaczyli by
cały czas była czujna. Bunt może wybuchnąć w każdej chwili.
Tej
nocy nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok, ale sen
nie nadchodził. Gdy uzmysłowiła sobie dlaczego natychmiast
wyskoczyła z łóżka. Napięcie w powietrzu było tak gęste, że aż
iskrzyło. Ktoś był w niebezpieczeństwie. Muriel!
Chwyciła płaszcz i wybiegła na korytarz. Ledwo tlące się
pochodnie dawały nikłe światło. Jej pokój znajdował się w
Budynku z Wieżami niedaleko kuchni. Anioły
przebywały w pokojach zamkowych koło kaplicy. Dzieliło
ich około 15minut drogi. Amelia nie zastanawiała
się co zrobi, wyciągnęła
spod poduszki sztylet, prezent powitalny od Araela. Wsadziła
za pasek sukienki. Wybiegła
w ciemność. Szła z
wyciągniętymi przed siebie rękami wzdłuż murów dopóki nie
ujrzała pochodni palących się u wejścia do kaplicy. Znowu zaczęła
biec. Czy zdąży? Czy nie jest za późno?
Muriel
spał spokojnie otulony miękkimi oparami alkoholu. Znowu pozwolił
sobie na więcej. Wszystko przez tą dziewczynę. Martwił się.
Widział jej zauroczenie. Znał Haniela. Jak miał ją ostrzec skoro
nawet nie chciała z nim rozmawiać. Gdzieś w tle jakieś szepty to
przybliżały się to odpływały. Coś z brzękiem upadło i
potoczyło się pod łóżko. Próbował
się podnieść. Kręciło mu się w głowie od mocnego wina. Nagle
poczuł ból w tyle głowy i wszystko odpłynęło…
Przyklejona
do ciemnych ścian korytarzy obserwowała pięć postaci wynoszących
zwinięty koc z pokoju Muriela.
Miała nadzieję że nie słyszeli jak mocno bije jej serce. Starała
się oddychać jak najciszej. Ostrożnie,
pilnując by nie zgubić ich z zasięgu wzroku podążała za
porywaczami. W koło panował półmrok. Ostrożnie weszli na mury, a
stamtąd do wieży obronnej. W podłodze uniosła się klapa i koc
wraz z zawartością został wrzucony do środka. Cztery
postaci gdzieś się rozpierzchły. Został tylko strażnik. Amelia
myślała intensywnie. Żałowała że nie ma jakichś przydatnych
zdolności. Chociażby ogniste pociski, albo obezwładniające
uderzenie. Nagle jej twarz rozjaśnił uśmiech, chociaż to drugie
dało by się załatwić bez magi. Koło
baszty znalazła fragment masywnej deski. Strażnik zwrócony
przez chwilę tyłem nie miał szans. Od
uderzenia w głowę padł jak długi. Chociaż
raz gra w krykieta
do czegoś się przydała.
Zwisając na rękach wsunęła się do wlotu w podłodze i skoczyła
w nieprzeniknioną ciemność.
-
Muriel
– wyszeptała przez zaciśnięte gardło. Czy jeszcze żyje?
Odetchnęła gdy w pobliżu rozległ się przytłumiony jęk.
Wilgotnymi od potu dłońmi
wymacała fragment koca i po chwili skrępowane stopy. Wyciągnęła
z zapasa sztylet, przecięła więzy. Nogi się poruszyły. Wędrowała
dłońmi wzdłuż ciała
aż do ramion by przeciąć
knebel.
-
Co się stało? - Muriel
przewrócił się na brzuch by ułatwić dostęp do związanych rąk.
-Nie
wiem. Gdy przybiegłam już cię wynosili w tym kocu. - szepnęła
rozglądając się wokoło, jednak nic nie mogła dojrzeć. -
naliczyłam pięciu.
-
Musimy się pośpieszyć w każdej chwili mogą wrócić – Muriel
po macku usiadł i uwolnił na dłoni ognisty płomyk. Napotkał
zdziwione spojrzenie Amelii. Wzruszył ramionami – Każdy Anioł to
potrafi.
-
Nie ma tu drugiego wyjścia?
Anioł
pokręcił głową. To jest cela więzienna. Westchnęła. Z
koncentrowała się i pozwoliła zmysłom by szukały. Niemal
natychmiast wyczuła zawirowania w pobliżu wieży. Szybko złapała
Muriela za rękę by zdusić płomyk.
-
Za późno już się zbliżają. - Muriel pociągną dziewczynę za
sobą w najdalszy zaułek i okrył swoim czarnym płaszczem. Czuła
lekki zapach alkoholu. Ciepło promieniujące z jego smukłego ciała.
Martwiła ją reakcja zmysłów na tą bliskość. No cóż, nie będę
utrudniała Murielowi życia.
Nad
głową usłyszała kroki. Ktoś zauważył leżącego strażnika i
rozgorzała dyskusja. Spostrzegli podniesioną klapę. Przez chwilę
mały płomyk wirował pod podłogą. Odruchowo przylgnęła do
Muriela, a on ukrył ją w swoich ramionach. Poczuła się
bezpiecznie. Płomyk zgasł. Uf, pozostali niezauważeni. Przez
chwilę słuchali oddalających się kroków. Niechętnie
wyswobodziła się z jego uścisku.
-
Jest tylko jedno wyjście. Brama i pomost z zakotwiczoną łodzią.
Brama zamknięta jest na magiczny klucz. A klucz jest w pokoju
Araela.
Tak
dobrze było ją mieć przy sobie. Sięgała mu głową zaledwie do
ramienia.
-
Mógłbyś polecieć i nas z tąd wydostać..
Obawiam
się, że złamałem sobie skrzydło gdy wrzucali mnie do celi. -
ostrożnie chwyciła złamane skrzydło, sztyletem obcięła sobie
kosmyk włosów i przyłożyła do uszkodzonego miejsca. Pukiel
zaczął się skręcać aż powstała niewielka garstka żarzących
się purpurowo iskier.
Muriel
poczuł tylko lekkie mrowienie. Gdy iskry zgasły zdumiony poruszył
zdrowym już skrzydłem.
-
U nas w Merelli każdy tak potrafi – wzruszyła ramionami
parafrazując wyniosły ton Muriela.
Anioł
zachichotał rozbawiony żartem Amelii. Uwolniony płomyk
niespokojnie drgał nad ich głowami.
-
Amelio ja.. - szukał słów ale nie mógł znaleźć, więc po
prostu rozbił bariery którymi tak się szczelnie odgradzał.
Opuścił głowę bojąc się spojrzeć dziewczynie w oczy. Poczuł
dłoń na swoim policzku. W jej zielonych oczach było niedowieszenie
i fascynacja. Drżącymi palcami powiodła po konturach jego ust.
Później musnęła je swoimi. Wpuścił ją do środka w głębokim
pocałunku. Uniósł. Przycisną do ściany wodząc dłońmi po
jej smukłych nogach. Oplotła go w tali. Zarzuciła ręce na szyję.
Uniósł miękki aksamit sukni i dotkną ciepłego wnętrza ud.
Jęknęła i wygięła się w łuk. Oszołomiony zapachem jej skóry.
Zatracony w jej proszących o więcej pocałunkach. Wsunęła rękę
w fałdy sięgającej do kolan tuniki. Poczuła jak jest twardy i
pulsujący. Wszedł w nią płynnym ruchem. Na chwilę zamknął oczy
i napawał się jej gorącym wnętrzem. Trwali bez ruchu chłonąc
swoją bliskość. W szalonym tańcu miłości stali się jednym
płomieniem. Może to ten jeden dzień jest im dany. Może jutra nie
będzie. Tak bardzo raniło go uciekające spojrzenie. Ta paląca
zazdrość o Haniela. Teraz już nie ważne była tu, czuł jej
zapach, miękkość skóry.
Pod
murami ścieliła się mgła, gdy opuścili celę. W świetle
pochodni wyglądało to jak smugi waty poupychane po kątach. Na
niebie księżyc na chwilę schował się za chmurami. Tyle razy
wchodziła do Głównego Zamku, ale nigdy zakradając się.
Apartamenty Araela znajdowały się na piętrze. Wśliznęli do
środka głównym wejściem. W ogromnych przedsionkach witały ich
dwa marmurowe posągi siedzących lwów. Białe ściany zdobione
subtelnie pnączami winorośli. Na prawo rozpościerały się
wachlarze schodów. Powiodła dłonią po barierce. Pogładziła
posrebrzane głowy smoków jakby kłaniające się sobie i tym którzy
się na nie wspinali. Najciszej jak się dało wspinali się po
wykutych z białego marmur stopniach. Ściany tonęły w mroku kryjąc
okazałe obrazy. Postaci na koniach, popiersia. Muriel stanął przed
wejściem. Za białymi drzwiami z ozdobną złotą klamką spał
Arael. Nie pukając uchylił drzwi i razem z Amelią wkradli się do
środka. Wielkie łoże na środku pokoju z wezgłówkiem i dwoma
baldachimami przylegającymi do ściany. Gruby wełniany dywan tłumił
kroki. Gdy Muriel podszedł bliżej nagle cała krew odpłynęła mu
z twarzy. Arael nie żył. Ktoś wbił mu sztylet w samo serce. Jego
zaskoczone oczy patrzyły martwym wzrokiem gdzieś w sufit. Pióra
porozrzucane naokoło łóżka. Białe i czarne. Pootwierane szafy i
szuflady. Ktoś czegoś szukał. Śpiesząc się zostawił po sobie
rozgardiasz.
-
Jak wygląda magiczny klucz – Amelia rozejrzała się wokoło,
gdzie go szukać? Chyba ktoś za nich już to zrobił.
-Arael
mówił że zawsze ma go przy sobie. - zastanawiał się głośno
Muriel.
Przy
sobie. Amelia ponownie rozejrzała się po pomieszczeniu. Ostrożnie
przeszukała ubranie zmarłego. Nic. Chyba że.. Położyła dłonie
na skroniach Araela. Zamknęła oczy. Puściła zmysły by szukały.
Ciemność. Cisza. Pustka. Już miała się wycofać, gdy coś
rozbłysło. W ciemnym zakamarku martwej jaźni coś się kryło.
Drobiny magi przerażone kuliły się i drżały. Podpłynęła
bliżej. Wyciągnęła dłoń by chwycić. Mały złocisty kotek
miaukną i odskoczył. Kotek? Mimo prób schwytania ciągle się
wymykał. Nie tak na pewno się nie uda. Kucnęła. Wyciągnęła
przed siebie rękę i czekała. Kotek ostrożnie podszedł parę
kroków. Wysunął łepek wąchając koniuszki palców. Odskoczył.
Znowu podszedł.. Otarł się o jej dłoń.
Muriel
czuwał przy wejściu. Nie chciał przeszkadzać. To nad czym
pracowała Amelia wymagało dużej koncentracji. Pochylona nad
Araelem wyglądała jak pogrążona w modlitwie. Nagle na schodach
zadudniły kroki. Muriel sięgnął przez prawe ramię i dobył
miecza. Posrebrzana głownia odbijała światło pochodni. W głowicy
lśnił rubin. Wysuną prawą nogę i ugiął w kolanach. Oparł płaz
na lewym ramieniu gotowy do odparcia ataku. Uniesiony nad głową
miecz Uriela ze świstem ciął powietrze. Muriel odskoczył w bok.
Miecz przeciął powietrze i uderzył w posąg z brązu. Fontanna
iskier wystrzeliła w górę. Zaatakował z góry. Pchnął mieczem.
Zamachną się. Miecz Uriela zatrzymał się na jelcu. Przecisną
Muriela do ściany.
-
Gdzie jest klucz?!
Muriel
zacharczał próbując złapać oddech. Zebrał siły i odepchnął
przeciwnika. Odskoczył i natarł z półobrotu. Ostrze dosięgło
ramienia Uriela. Zatoczył się.
-
Dość tej zabawy!! - uderzył szmaragdową głowicą o zbroję.
Rozpętała się burza. Błyskawice ślizgały się po ścianach.
Pełzały po ziemi jak węże. Źrenice Uriela zapłonęły zielonym
światłem.
Podmuch
szarpał czarne długie włosy Muriela. Jego rubin na głowicy
zapłonął. Głownia miecza wiła się jak języki ognia. Uderzył
od dołu. Gdy miecze zderzyły się ze sobą w oknach eksplodowały
szyby. Nagle gdy nacierał z wyciągniętymi przed siebie ramionami
jedna z błyskawic liznęła go w biodro. Przewrócił się. Uriel
zamachną się. Ognisty Anioł błyskawicznie przetoczył się.
Rozległ się skowyt marmurowej posadzki pękającej pod uderzeniem
błyskawic. Muriel poderwał się na nogi. Przez chwilę ciężko
dysząc siłowali się na spojrzenia.
Amelia
ostatnim wysiłkiem woli wabiła złocistego kotka. No chodź, nie
bój się. Kici kici. Przecież nie możesz tu zostać. Czuła się
bezsilna. Wszystko zależało od tego czy złocisty jej zaufa i
pozwoli się wziąć. Było tak blisko. No chodź, malutki. Kici
kici. Kotek mrucząc ocierał się o jej rękę. Już nie uciekał.
Za plecami słyszała szczęk mieczy. Biedny Muriel pewnie jest już
zmęczony. Poczuła ciepło rozchodzące się po ciele. Mogła tylko
czekać. Skupiła się, pot sperlił się na czole od wysiłku.
No
chodź kotku. Potrzebujemy Cię. Kotek miaukną. Spojrzał swoimi
miodowymi ślepkami. Postawił małe łapki na palcach Amelii i
wskoczył na ręce. Ostrożnie by nie spłoszyć zwierzaka uniosła i
przytuliła. Powoli wycofała się z jaźni Araela. Otworzyła oczy.
Ciało władcy zmieniło się w złoty pył i znikło. Udało się.
Muriel
ciężko oddychał. Pot spływał mu po karku. Wilgotne kosmyki
włosów przykleiły się do twarzy. Przenosił ciężar ciała
uchylając się od ciosów Uriela. Zacisną zęby i znowu natarł.
Miecze zatańczyły. Czerwień i szmaragd krzyżowały się ze sobą
z impetem. Kątem oka zauważył jak Amelia prostuje się i chwyta
skraju łóżka. Udało się. Czas się wynosić. Zebrał wszystkie
siły. Odskoczył. Trzymając miecz na wysokości bioder natarł na
przeciwnika. Uriel zablokował taszką. Muriel zawiną głownią i
miecz Uriela odleciał parę stóp od przeciwnika. Ten wyciągną
rękę by go podnieść. Nie zdążył. Rubinowa głowica uderzyła
go w głowę. Padł nieprzytomny.
Opierając
się na mieczu pokuśtykał do Amelii. Była dla niego wszystkim.
Piekło go zranione biodro. Przytulił dziewczynę. Czuł jak pomału
wracają mu siły. Rozległy się kroki na schodach. Tym razem było
ich więcej.
-
Musimy się wynosić. - chwycił dziewczynę w ramiona, odbił się
od ziemi. Rozwiną skrzydła i wyleciał rozbitym oknem.
Z
całej siły zagarniał powietrze skrzydłami. Byle dalej. Byle
wyżej. Jeden z ognistych pocisków eksplodował w pobliżu. Podmuch
wyrwał mu Amelię z rąk. Zapadła ciemność.
Haniel
biegł na górę przeskakując po kilka stopni. W uchylonych drzwiach
leżał anioł. Trącił stopą Uriela. Ten poruszył się i jęknął
badając bolącą głowę. Długie fale złotych włosów Haniela
poruszyły się od wzbierającej w nim magii. Podbiegł do okna i
cisnął w stronę oddalających się postaci. Pocisk osiągną cel i
eksplodował. Patrzył jak Muriel i Amelia niczym dwie szmaciane
lalki odskakują od siebie i bezwładnie spadają.
-
Łapcie ich! - krzykną do towarzyszy.
Obydwoje
byli nieprzytomni. Które z nich miało klucz?
-
Jego przykujcie do ściany w lochach, a ją do celi w bastionie.
W
milczeniu wykonano rozkaz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz