Trwa
bitwa, ludzie umierają, krwawią, cierpią. Każdej sekundy ktoś
zwycięża, a ktoś inny traci życie. Twój bohater jest w samym
środku, otoczony przez wrogów. Dlaczego tam się znalazł? O co
walczy i z kim? Czy ktoś mu pomaga, czy jest zupełnie samotny? To
sprawa osobista czy interes? Zabija dla ideałów czy z konieczności?
Co czuje, co widzi i słyszy? No i wreszcie – ma szanse wyjść z
tego cało, czy zginie?
Wszędzie dym.
Wszędzie unoszące się szare płachty zasłaniające niebo.
Whalamith otoczony łunami płonących wież strzelniczych wyglądał
jak makabryczny tort. Łucznicy zbici w grupy na murach wypuszczali
roje strzał na włóczników osłoniętych tarczami. Potężne
Zamczysko kłuło, szarpało i cięło broniąc się przed falami
wrogich wojsk. Nagle pod osłoną kuszników wytoczono potężny
taran. Posypały się płonące strzały. Jak stada świetlików
przeleciały zgrabnym łukiem i uderzyły w osłonę. Płonąca
postać wykonując dziwny taniec pobiegła przed siebie, po chwili
upadła i znieruchomiała. Z machikułu posypały się kamienie.
Nie dobrze, to za
długo trwa. Rodney poklepał karego wierzchowca po szyi. Dał
sygnał. Zagrzmiał róg. Szukając luk w fortyfikacji zarzucono
haki z linami. Piechota uzbrojona w kopie, miecze i rapier wspinała
się po murach. Kilku łuczników zaczepionych kopią runęło w dół.
Konie ukryte za
wzgórzem niespokojnie rżały. Rozległ się tętent kopyt. Spojrzał
za siebie, dziwne przecież nie dał sygnału do ataku. Obce wojska
wdarły się między szyk konnicy. Pułapka! W zamieszaniu mignęła
srebrna tarcza z czarnym gryfem. Hansel! Rycerz na białym rumaku z
potężnym mieczem stanął naprzeciwko. Uniósł broń .
- Wyzywam cię
Rodney! - koń staną dęba i zarżał. Miecze zderzyły się. Konie
tańczyły naokoło siebie, to rżąc to parskając.
-Myślałeś że się
nie domyślę? - zaśmiał się – Kamień Akhra, kryształowy Thraw
? Myślałeś że mnie przechytrzysz?
-Dobrze wiesz że
jeśli Thraw wpadnie w ręce Pomony Świątynia straci swą moc.
Jeździec walczący przy
Rodney’u złapał się za brzuch i z jękiem zsuną się z
wierzchowca. Bink, szkoda był świetnym wojownikiem. Nagle nad
brzękiem mieczy, jękiem rannych i rżeniem koni rozległ się
potężny grzmot. Brama runęła. Nareszcie. Obrócił konia i zmusił
do galopu.
- Miło było, ale
ważne sprawy wzywają – rozpoczął się wyścig. Czarny rumak
tocząc pianę wpadł na plac zamkowy. Rodney rozglądał się
uważnie. Gdzie jest Wieża Shiwry? Na północ? W zawirowaniu
płomieni i czarnego dymu dojrzał złotą iglicę. Jest. Ruszył
galopem. Hansen wyrósł przed nim jak zjawa. Koń Rodney’a staną
dęba wymachując w powietrzu kopytami. Jeździec przez chwile
próbował uchwycić równowagę. Z hukiem padł na kamienną
posadzkę.
- To nie Twoja
sprawa. Odejdź. - biały wierzchowiec krążył wokoło. Hansel
celował głownię miecza w stronę rycerza w czarnej zbroi. - Albo
zginiesz.
- Nie mogę,
obiecałem. - trzymał miecz wysoko gotowy do obrony. Czerwona tarcza
ze złotym smokiem wisiała mu na przedramieniu. - a dżentelmeni
dotrzymują słowa.
- Nie wiem co ci
obiecała Evia – jeździec zaśmiał się pogardliwie – ale to
już nic nie znaczy.
Pamona jest zbyt
potężna. Potężniejsza od jakiejś niedoświadczonej wróżki.
Była szansa. Gdyby
udało się Akhra i Thraw połączyć z magią Ezdhoru... Evia nie
była zwykłą wróżką. Jako córka Tavro Króla Świtu i Emeny
Bogi Płomieni dysponowała potężną magią.
Ale o tym Hansel nie
musi wiedzieć.
Ostrza mieczy
wzniosły się. Miecz Rodney’a uderzył w tarczę z gryfem
wzniecając snop iskier. Nie zauważył ciosu przeciwnika. Miecz
uderzył w odsłonięte ramię przebijając osłonę z kolczugi. Hansel znowu zaatakował. Blokując tarczą ciosy pchną
miecz od dołu. Tym razem Rodney zdążył odskoczyć. Odparł atak
uderzając od góry. Był szybszy. Miecz ze świstem przeciął
powietrze zatrzymując się na twarzy Hansela. Wojownik z
wściekłością dotkną rany na policzku. Ciął ostrzem miecza na
około Rodney’a. Tarcze przeciwników zderzyły się z hukiem.
Nagle Hansel pochylił się podcinając mieczem nogi Rodney’a.
Wojownik wylądował na plecach. Miecz zawisł na jego piersi. To
koniec. Ciężko dysząc patrzył w oczy swego pogromcy. Uśmiech
triumfu rozkwitł na twarzy Wojownika z gryfem. Nagle szok i
zdziwienie ustąpiło miejsca radości. Spojrzał na ostrze miecza
wystające z piersi i upadł. Przednim stał Fuego wyciągając miecz
z ciała denata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz