poniedziałek, 8 stycznia 2018

Ćwiczenia z pisania - bitwa.

Trwa bitwa, ludzie umierają, krwawią, cierpią. Każdej sekundy ktoś zwycięża, a ktoś inny traci życie. Twój bohater jest w samym środku, otoczony przez wrogów. Dlaczego tam się znalazł? O co walczy i z kim? Czy ktoś mu pomaga, czy jest zupełnie samotny? To sprawa osobista czy interes? Zabija dla ideałów czy z konieczności? Co czuje, co widzi i słyszy? No i wreszcie – ma szanse wyjść z tego cało, czy zginie?


 
Wszędzie dym. Wszędzie unoszące się szare płachty zasłaniające niebo. Whalamith otoczony łunami płonących wież strzelniczych wyglądał jak makabryczny tort. Łucznicy zbici w grupy na murach wypuszczali roje strzał na włóczników osłoniętych tarczami. Potężne Zamczysko kłuło, szarpało i cięło broniąc się przed falami wrogich wojsk. Nagle pod osłoną kuszników wytoczono potężny taran. Posypały się płonące strzały. Jak stada świetlików przeleciały zgrabnym łukiem i uderzyły w osłonę. Płonąca postać wykonując dziwny taniec pobiegła przed siebie, po chwili upadła i znieruchomiała. Z machikułu posypały się kamienie.
Nie dobrze, to za długo trwa. Rodney poklepał karego wierzchowca po szyi. Dał sygnał. Zagrzmiał róg. Szukając luk w fortyfikacji zarzucono haki z linami. Piechota uzbrojona w kopie, miecze i rapier wspinała się po murach. Kilku łuczników zaczepionych kopią runęło w dół.
Konie ukryte za wzgórzem niespokojnie rżały. Rozległ się tętent kopyt. Spojrzał za siebie, dziwne przecież nie dał sygnału do ataku. Obce wojska wdarły się między szyk konnicy. Pułapka! W zamieszaniu mignęła srebrna tarcza z czarnym gryfem. Hansel! Rycerz na białym rumaku z potężnym mieczem stanął naprzeciwko. Uniósł broń .
- Wyzywam cię Rodney! - koń staną dęba i zarżał. Miecze zderzyły się. Konie tańczyły naokoło siebie, to rżąc to parskając.
-Myślałeś że się nie domyślę? - zaśmiał się – Kamień Akhra, kryształowy Thraw ? Myślałeś że mnie przechytrzysz?
-Dobrze wiesz że jeśli Thraw wpadnie w ręce Pomony Świątynia straci swą moc.
Jeździec walczący przy Rodney’u złapał się za brzuch i z jękiem zsuną się z wierzchowca. Bink, szkoda był świetnym wojownikiem. Nagle nad brzękiem mieczy, jękiem rannych i rżeniem koni rozległ się potężny grzmot. Brama runęła. Nareszcie. Obrócił konia i zmusił do galopu.
- Miło było, ale ważne sprawy wzywają – rozpoczął się wyścig. Czarny rumak tocząc pianę wpadł na plac zamkowy. Rodney rozglądał się uważnie. Gdzie jest Wieża Shiwry? Na północ? W zawirowaniu płomieni i czarnego dymu dojrzał złotą iglicę. Jest. Ruszył galopem. Hansen wyrósł przed nim jak zjawa. Koń Rodney’a staną dęba wymachując w powietrzu kopytami. Jeździec przez chwile próbował uchwycić równowagę. Z hukiem padł na kamienną posadzkę.
- To nie Twoja sprawa. Odejdź. - biały wierzchowiec krążył wokoło. Hansel celował głownię miecza w stronę rycerza w czarnej zbroi. - Albo zginiesz.
- Nie mogę, obiecałem. - trzymał miecz wysoko gotowy do obrony. Czerwona tarcza ze złotym smokiem wisiała mu na przedramieniu. - a dżentelmeni dotrzymują słowa.
- Nie wiem co ci obiecała Evia – jeździec zaśmiał się pogardliwie – ale to już nic nie znaczy.
Pamona jest zbyt potężna. Potężniejsza od jakiejś niedoświadczonej wróżki.
Była szansa. Gdyby udało się Akhra i Thraw połączyć z magią Ezdhoru... Evia nie była zwykłą wróżką. Jako córka Tavro Króla Świtu i Emeny Bogi Płomieni dysponowała potężną magią.
Ale o tym Hansel nie musi wiedzieć.
Ostrza mieczy wzniosły się. Miecz Rodney’a uderzył w tarczę z gryfem wzniecając snop iskier. Nie zauważył ciosu przeciwnika. Miecz uderzył w odsłonięte ramię przebijając osłonę z kolczugi. Hansel znowu zaatakował. Blokując tarczą ciosy pchną miecz od dołu. Tym razem Rodney zdążył odskoczyć. Odparł atak uderzając od góry. Był szybszy. Miecz ze świstem przeciął powietrze zatrzymując się na twarzy Hansela. Wojownik z wściekłością dotkną rany na policzku. Ciął ostrzem miecza na około Rodney’a. Tarcze przeciwników zderzyły się z hukiem. Nagle Hansel pochylił się podcinając mieczem nogi Rodney’a. Wojownik wylądował na plecach. Miecz zawisł na jego piersi. To koniec. Ciężko dysząc patrzył w oczy swego pogromcy. Uśmiech triumfu rozkwitł na twarzy Wojownika z gryfem. Nagle szok i zdziwienie ustąpiło miejsca radości. Spojrzał na ostrze miecza wystające z piersi i upadł. Przednim stał Fuego wyciągając miecz z ciała denata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz