piątek, 5 stycznia 2018

Cień Anioła część III.


Ryzyko popłaca
a się go nie boję
bo jeśli upadnę to mam obiecane
że i tak zostanę upadłym.

Prawo mówi – lojalność wobec braci Aniołów.
Prawo mówi – nie możesz zbliżyć się duchowo do żadnego śmiertelnika przed ukończeniem szkoły.
Prawo mówi – tylko Władca jest twoim Panem i jemu winnyś posłuszeństwo.
Prawo mówi – nie obnażać przed człowiekiem swoich mocy.

Czy mógł spaść niżej? Na same dno swojego istnienia. Łamiąc wszystkie zasady. Żelazne okowy ocierały się o nadgarstki. Szarpnął. Zabrzęczały łańcuchy. Przez wąskie, zakratowane okienko sączyło się światło. Przysiadł ostrożnie prostując zranioną nogę. Gdzie była dziewczyna? Czy przeżyła upadek?
Jeśli nie żyła on też równie dobrze mógłby być martwy. Brązowo purpurowe oczy anioła przenikał gniew. Tęsknota ściskała serce. Lustrował ściany szukając szansy na ucieczkę. Było tylko to małe okienko tuż pod pułapem.

Gdy otworzyła oczy od razu rozpoznała to miejsce. Cela pod bastionem. Znajomy zapach wilgotnych murów. Przegniła słoma na glinianym klepisku. Odchylono klapę w suficie. Mały płomyk wślizną się do środka, a zaraz za nim smukła postać. Podniosła się pełna nadziei. Muriel?
Z rozczarowaniem rozpoznała złote włosy Haniela. Z lekkim uśmiechem na ustach podszedł do niej. Smukłym palcem powiódł po szyi dziewczyny aż do podbródka.
- Gdzie jest klucz!? - zimne spojrzenie malachitowych oczu przeszywało na wskroś.
- Jaki klucz? - spojrzała mu śmiało w oczy. Nie bała się.
Zamachną się i uderzył. Zaskoczona potoczyła się aż pod ścianę. Nigdy Ci nie powiem.
Roztarła dłonią piekący policzek. Nigdy. Złapał ją za włosy i podniósł do góry.
- Twoja ostatnia szansa! Gdzie jest klucz! - w odpowiedzi splunęła mu w twarz.
Przez źrenice przepłyną mu złowieszczy błysk furii.
- Ladacznico!! - puścił włosy. Długą kaskadą opadły jej na ramiona. Zamachną się i uderzył z większym rozmachem. Siła odrzutu przybiła ją do ściany. Osunęła się na ziemię. Poczuła w ustach słodki smak krwi. Sięgnął kolejny raz, chwycił za poły sukienki i podniósł do góry jakby nic nie ważyła. Zamachała w powietrzu nogami z trudem łapiąc powietrze.
- Jeszcze cię złamię – przyciągną do siebie i pocałował. Zaparła się rękami odpychając Haniela. Był silniejszy. Miażdżył jej obolałe usta swoimi. Nagle oderwał się i puścił. Upadła na ziemię jak szmaciana lalka. Przez chwilę cela wirowała przed oczami. Odetchnęła gdy Haniel opuścił więzienie. Zamknęła oczy i zatopiła zmysły w swojej jaźni. Był tu. Patrzył na nią swymi miodowymi ślepkami. I co teraz? Trzeba pomóc dla Muriela. Kotek patrzył znacząco oczy. O co chodzi? Odsunął się i spojrzał gdzieś za siebie. Gdzieś pod sercem skraplała się nowa magia. Pierwotna. Nie! To niemożliwe. Przecież… Z czułością spojrzała na małą jeszcze nie ukształtowaną plamkę. O północy przyszli i wyciągnęli dziewczynę z celi. Nie wiedziała gdzie ją prowadzą. Otworzyli jakieś drzwi i wepchnęli do środka. Przeklęta ciemność. Gdzieś pod ścianą słyszała czyjś oddech. Nieprzyjaciel? Do rana nie ruszyła się ze swego miejsca przy drzwiach.

Mulier jak lew w klatce szarpał łańcuchy, gdy nie pozwalały dalej zrobić kroku. Nagle drzwi się otworzyły. Do środka wszedł kondukt pięciu aniołów z Arielem na czele.
-Twoja podopieczna jest wyjątkowo upartą osobą – podszedł do Muriela na wyciągniecie ręki – jak ją skłonić do mówienia? Przecież nie chcielibyśmy alby..uległa nieszczęśliwemu wypadkowi? Prawda?
- Rusz ją, a odeślę Cię w otchłań piekielną – więzień szarpną, jednak okowy uniemożliwiały zadanie ciosu.
- Dobrze wiesz że tylko posiadacz magicznego klucza to potrafi. - skiną na współtowarzyszy- zobaczymy które z was ma silniejszą wolę.
Anioły napięły łańcuchy przyciskając go twarzą do ściany. Po dwóch z każdej strony. Powietrze przeciął świst bicza. Więzień zamkną oczy. Teraz był tylko on i Amelia. Gdy kolejne razy rozrywały mu skórę na ramionach. On był daleko od bólu. Widział tylko jej twarz. Przytulał i obiecywał że na zawsze już będą razem. Przy dziesiątym uderzeniu upadł na kolana.
Uriel uniósł dłoń.
- Dość! Mam nadzieję że to wygląda wystarczająco przekonująco.
Wyszli. Za zaryglowanymi drzwiami ucichły kroki. Całe ciało promieniowało bólem. Powietrze przesiąkło słodkawym zapachem krwi. Opadł na klepisko. Rozpalone mięśnie odbierały siły. Samo leczenie przebiegało bardzo powoli.
Nazajutrz był wystarczająco silny by się podnieść. Wtedy ją zobaczył. Drzemała skulona przy samych drzwiach. A więc o to chodziło. Liczyli na to że dziewczyna zmięknie gdy zobaczy go pobitego. Nagle coś rozbłysło. Mały złoty kotek wyszedł z ciała Amelii. Mrucząc podszedł do anioła. Położył mu łapkę na piersi. Magia zaczęła wsiąkać w ciało Muriela. Goiły się rany. Prostowały skrzydła. Moc wypełniała go po brzegi.

- Co zrobiłeś? - Ariel nie wierzył własnym uszom. - zamknąłeś obydwoje w jednej klatce?
- Gdy zobaczy w jakim stanie jest jej ukochany na pewno się podda. - Haniel nie czuł się zbyt pewnie wobec furii Ariela. To on po śmierci Araela mianował się przywódcą, a Muriela okrzyknął zdrajcą.
- Głupcze! Czy wiesz jaką moc ma klucz? - Haniel zbladł gdy poczuł ostrze miecza na szyi. - mam nadzieję że jeszcze nie jest za późno.
Pierwszych uskrzydlonych którzy podbiegli do celi zaskoczył blask wyciskający się z wszelkich szczelin. Gdy chwycili za klamkę, nagle drzwi wyleciały z framugi i przybiły ich do ściany. Haniel z przerażeniem patrzył jak wielka kula magii powiększa swą objętość. W środku Muriel rósł w siłę.
Amelia przeczuwając co za chwilę nastąpi wybiegła z celi. Zebrani w około aniołowie rzucili się do ucieczki. Za późno. Potężna eksplozja wypełniła całe pomieszczenie. Cztery postaci które nie zdążyły uciec znieruchomiały. Po chwili rozsypały się w pył. Muriel lekkim krokiem wyszedł z lochów. Jego szaty mieniły się złotem. W czarnych włosach przebłyskiwały purpurowe refleksy. Miecz stał się szerszy i masywniejszy. Ewoluował. Podszedł do Haniela.
- Hanielu wodzu chórów księstw Taraszim, Serifota. Jam jest władcą tego zamku. Skalałeś dobre imię aniołów. Mocą klucza skazuję cię na otchłań piekieł!!
Uderzył mieczem w ziemię. Oślizłe, brunatne macki wypełzły ze szczeliny i wciągnęły przerażonego Haniela pod ziemię.

Amelia z podziwem patrzyła jak inne anioły oddają mu pokłon. Tu już nie było dla niej miejsca. Dyskretnie wydostała się z zamku. Powinnam wrócić do domu. Tu był jej dom. Serce krwawiło na myśl o opuszczeniu tego miejsca. Ociągając się wróciła do pokoju po swoje rzeczy. Cząstka magii z magicznego klucza uchyliła drzwi. Wśliznęła się na pomost. Wsiadła do łodzi. Po raz ostatni spojrzała na oddalający się zamek. Tak będzie najlepiej.

Kochać i tracić, pragnąć i kochać
Padać boleśnie i znów się podnosić
Krzyczeć tęsknocie „precz” i błagać „prowadź”
oto jest życie: nic, a jakże dosyć.
Leopold Staff

Na Merelli obserwowało ją wiele zdziwionych oczu. Zaskoczonych. Dlaczego po tylu latach wróciła. Czy już ją pochowali? Czy cieszyli się ze zmartwychwstania? Skłamała, że została porwana na morzu. W końcu po latach udało jej się wydostać. Odprowadzały ją spojrzenia rodziców. Aż do drzwi pokoju. Za zamkniętymi drzwiami płakała w poduszkę z tęsknoty i strachu. Dni mijały a Amelia zastanawiała jak długo jeszcze uda się ukryć rosnące w niej życie. Tylko morze koiło jej serce. Trzepot skrzydeł mew przypominał odgłos skrzydeł aniołów. W Pilotettu tak jak tu fale rozbijały się o skalisty brzeg. Już zmierzchało gdy kamienną drogą doszła do rybackiej przystani. Falochrony chroniły plażę przed rozmyciem. Nieliczne pomosty, redy z przycumowanymi grubymi łańcuchami kutrami. Wraz z latarnią morską tworzyły krajobraz portu rybackiego. Wędrowała plażą w stronę morskiej latarni. Mijała rzędy chyboczących się na wodzie kutrów i łodzi.
Kamienne schody prowadziły aż do samych drzwi. Przystanęła i spojrzała w górę. Jeszcze parę stopni i będzie na miejscu. Może nocleg w Latarni to nie najlepszy pomysł jednak w tej chwili potrzebowała odosobnienia.
- Amelio.. - drgnęła, czyżby nocna mara z sennych marzeń znów powróciła. Jego głos. Rozmazana twarz z za ściany łez.
- Amelio. Szukałem cię wszędzie. - czy to sen? Czy naprawdę tu stoi. - sprawdziłem wszystkie miejsca w których bywałaś.
Bała się poruszyć by jego obraz nie rozpłyną się jak mgła. A co jeśli dłoń którą wyciągnie przeniknie przez wyimaginowany obraz? I znów poczuje przed sobą tą zimną pustkę? Nie przeniknęła.
- Byłem na wieży z której wypatrywałaś stałego lądu. - kciukiem otarł łzę spływającą z jej policzka – W lochach, gdzie drzemałaś skulona koło drzwi. I w celi bastionu gdzie pierwszy raz spojrzałaś mi w oczy. Dlaczego odeszłaś?
- Ja.. - co miała powiedzieć. Odeszła bo była ..inna? - Zostałeś Królem. Król nie może mieć.. nie może być..
- Z człowiekiem? - dokończył – Bo Anioł i człowiek to dwa światy? Znalazłem pomost między nimi! Są Anioły które chcą się nauczyć chodzić po tym pomoście!
Odgarną kasztanowe loki z jej twarzy. Tak bardzo tęskniła. Chciała mu powiedzieć o swojej tajemnicy którą nosiła pod luźnym ubraniem. Bała się. Jaka przyszłość czekała ją i Muriela w Pilotettum? Spojrzała na zmęczoną twarz Muriela. Nagle podjęła decyzję. Skoro on w nich wierzył to ona też! Przecież tam był jej dom w zamku.
- Jest jeszcze coś – cofnęła się o krok by uważniej spojrzeć Aniołowi w oczy. - pod sercem rośnie owoc naszej miłości..
Pogładziła się po lekko zaokrąglonym brzuchu.
Radość i duma rozbłysła w oczach Muriela. Krew z ich krwi, ciało z ich ciała. Pogładził krągłość w którym rosło nowe życie. Wyczuł magię. To będzie ktoś wyjątkowy.
-Szkołę przekształciłem w Gildię Aniołów. Twoja magia jest niezbędna. - wtuliła się w jego ramiona. - musisz wrócić ze mną.
- Musisz być bardziej przekonujący – przechyliła przekornie głowę.
Muriel uśmiechną się łobuzersko. Objął Amelię w tali. Uniósł. Zarzuciła mu ręce na szyję. Od pocałunku zawirował świat. Jego ręce i usta obiecywały więcej. Rozpalały zmysły, zapierały dech.
- Czy to było wystarczająco przekonujące? - wyszeptał całując ukochaną w szyję.
- Tak. Zdecydowanie Tak. - zamruczała – jesteś świetnym dyplomatą.

Koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz