czwartek, 7 grudnia 2017

Halogen

Wokoło kipiało jak we wnętrzu wulkanu. Szare skały dzielnie walczyły z oblewającą je czerwoną lawą oraz z językami płomieni. Krajobraz wyglądał jakby między starymi stępionymi zębami smoka przelewało się piekło. Na szczycie jednej z takich skał siedział kot. Czarna sierść lśniła błękitnymi refleksami, a złote oczy śledziły iskry strzelające w górę. W łapie trzymał wędkę. Czarne wędzisko odbijało światło na końcu lśniła srebrzysta żyłka jak lot pocisku przecinała czerń i purpurę płomieni. Na końcu trzepotał motyl. Chyba motyl. Wyglądał jak wznoszący się i opadający błędny ognik. Kot ustawił wędkę tak że motyl prawie dotykał lawy. Czerwonym jęzorem oblizał nos i czekał. Na powierzchni lawy pęcherzyki pęczniały i pękały a lepka maź rozpryskiwała się na wszystkie strony. Kot przyczaił się i cierpliwie czekał. Nagle na powierzchni rozbłysło żółte światło coś chwyciło za motyla i wciągnęło razem z wędką i kotem. Na chwilę wszystko zastygło w bezruchu. Na skale gdzie siedział niedawno kot pojawił się nowy kot z wędką i motylem. Jakby nic się nie stało wpatrywał się w motyla trzepoczącego się nad powierzchnią lawy. Tuż za nim na innym skrawku skalnym siedziały dwa chochliki mocząc nogi w lawie bawiły się pilotem od telewizora.
- No daj teraz moja kolej! - jeden drugiemu wyrywał sprzęt próbując po swojemu manipulować przyciskami. W skutek czego czarny kot raz pojawiał się raz znikał z występu skalnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz