Jak się zbliżyć do kogoś kto ciągle ucieka? Eryk stał pod drzewem
Akacji i przyglądał się domowi Kamili. Już wiedział o niej niemal
wszystko. Był przecież zwiadowcą. Mieszkała tu od zawsze w małym domku
przyklejonym do skały i tu wśród gór spędzała najwięcej czasu. Lubiła
długie spacery nad jezioro.
Mały odłamek skały, który położył
sobie na otwartej dłoni uniósł się i zaczął wirować jak wskazówka
kompasu. Grawitacja, a właściwie drgania pojedynczych cząsteczek i
atomów dzięki którym wszystko wznosiło się lub opadało, przyciągało lub
odpychało. Jednym ruchem ręki mógł to zmienić. To była jego broń dzięki
której był nieuchwytny. Lecz teraz czuł się jak młody szczeniak przed
pierwszą randką. Po za tym jak zareaguje gdy zobaczy skrzydła. Uff..
-
Czy Pan mnie śledzi?? - już było za późno na gdybanie, właśnie patrzył
prosto w jej roziskrzone zielone oczy i miał dosłownie parę
sekund na wymyślenie dobrej wymówki.
-Nie, tylko przechodziłem tędy - odparł szarmancko.
Dziewczyna
uśmiechnęła się szeroko ale z lekką ironią, nie uwierzyła mu. Więc
postawił wszystko na jedną kartę, mimo że to było szalone, spontaniczne i
bardzo ryzykowne... Ale przecież właśnie taki był. Najpierw działał a później myślał, jednak w najśmielszych snach nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń.
*******************************************************
Gdy zobaczyła go pod tym drzewem najpierw się przestraszyła, ale ciekawość i irytacja wzięły górę. Dlaczego ją śledził? Jakim prawem naruszał jej prywatność. Co prawda nie robiła tajemnicy ze swego miejsca zamieszkania, jednak bez jej zgody nikt nie miał prawa przekroczyć progu domu. Szczególnie teraz gdy w jej życiu nastąpiło tyle zmian, chciał być sama. Ale może jest tu przypadkiem, może to zbieg okoliczności. Postanowiła podejść i zapytać.
-
Najwyżej, jak zacznie gadać dyrdymały upiekę go jak indyka, pomyślała
zakradając się do nieznajomego. Wbiwszy wzrok w jego plecy zastanawiała się jak zacznie rozmowę. Może "co pan tu robi?", albo "Przepraszam to teren prywatny.."
Jeszcze jej nie zauważył, jednak ona
zauważyła wirującą skałę na dłoni.. Nagle tak skrzętnie budowana pewność
siebie stopniała...
- Przepraszam czy Pan mnie śledzi ? - miała nadzieję że nie wyczuł w jej głosie zażenowania, naprawdę nie była dobra w te klocki. A on tak
bezczelnie, tak po prostu podszedł bardzo, bardzo blisko i ją po prostu
..pocałował. Cały świat zawirował. Utonęła w jego dotyku, w jego
pocałunkach, w jego ramionach. A może tak właśnie miało być? Tu i
teraz. Albo nigdy. Rozsądek już dawno diabli wzięli, mury obronne runęły. Był tylko
ten wielki płomień który ich scalał.
*******************************************************
To było trochę jak skok ze stromego zbocza, gdy spadasz z zawrotną prędkością w ostatniej chwili rozkładając skrzydła i niemalże dotykając dna szybujesz znowu w górę. W swej naiwnej pewności siebie myślał, że uda mu się powstrzymać..
Przecież chciał jej tylko
zamknąć usta pocałunkiem, żeby przestała pytać. I tak nie znał odpowiedzi, jakiekolwiek pytanie by mu zadała. Wszystko wymknęło
się z pod kontroli. Płomień który ich ogarną był nie do ugaszenia. A gdy odpowiedziała na jego pocałunek i na wpół omdlała
przywarła do jego ramion, już nie było odwrotu. Utoną w jej
pocałunkach, odurzony migdałowym zapachem jej złotych włosów, zdumiony gładkością skóry..
Tyle razy
wyobrażał sobie, że jej opowie o sobie, a teraz gdy leżeli wtuleni w
jej domu, w jej łóżku zabrakło mu słów i tylko milczeniu gładził jej
zaróżowiony policzek.
Każda noc była ich, każda chwila najcenniejsza. Niecierpliwi, nienasyceni, szczęśliwi.
Pewnej nocy, objął Kamilę w tali i rozwinąwszy skrzydła wzniósł wysoko nad
wierzchołki drzew, i jeszcze wyżej nad szczyty gór. Z zachwytem patrzyła
na rozgwieżdżone niebo. Wtedy opowiedział jej o sobie, a ona pokazała
mu kulę ognia i srebrzystą skórę. Eryk ucieszył się, że spotkał kogoś
podobnego do siebie, kto go rozumie.
Zatracili się w sobie, zapominając o całym świecie o kryjących się w ciemnościach wrogach.
Gdzieś wśród gęstwiny leśnej
obserwowały ich czujne oczy. Przyczajona postać kobiety to znaczy była
by nią, gdyby nie skrzydła ptaka i twarz z dużymi oczami i zabarwieniem
skóry imitującym układ piór. Kobieta-sowa nocny łowca bezszelestnie
wzleciała i znikła w ciemnościach.
Pan Świt na swój sposób kochał
swoje Twory, jednak największy potencjał stanowiły ich zdolności, mógł
je wykorzystywać dla własnych korzyści. Ubierał się na biało by
podkreślić swoją nietykalność. A one musiały go słuchać, bo jak nie,
czekał je marny los. Nirvana kobieta-sowa wróciła właśnie z dobrymi
wiadomościami. Nareszcie, Pan Nieuchwytny ma słaby punkt.
Eryk
właśnie czyścił sobie skrzydła . Ptaki robiły to dziobami, on musiał do
tego używać specjalnej szczotki. Usłyszał trzepot skrzydeł, a gdy
zobaczył Pana Świt z obstawą instynkt podpowiedział mu, że to nie wróży
nic dobrego.
- Witam, słyszałem że nasz gołąbek przygruchał sobie
sikoreczkę - Pan Świt uśmiechną się jak lis do skwarki. Po jego prawej
stronie stał Człowiek-dzięcioł po przeciwnej Człowiek-papuga. Obaj
mieli chytre miny.
Eryk zmarszczył brwi i spojrzał groźnie na Szefa "Skrzydeł Kruka".
Człowiek-papuga
z twarzą upstrzoną czerwienią i bielą otworzył usta jak do krzyku, lecz
z wnętrza jak z magnetofonu wydobył się krzyk Kamili proszącej o pomoc.
Eryk wyciągną rękę i zamachną się by uderzyć.
- Stój! Jeżeli coś mi zrobisz to ją stracisz!!- człowiek dzięcioł zastąpił mu drogę.
- Posłuchaj
zatem co teraz zrobisz - Pan Świt patrząc mu prosto w oczy, wycedził
przez zaciśnięte zęby. - wrócisz do Skrzydeł Kruka i skończysz swoją
robotę!!
Eryk zacisną pięści, gdyby mógł zgniótł by go jak robaka i rozerwał na strzępy.
- Nigdy!! - krzykną za odlatującymi postaciami, lecz odpowiedział mu tylko chrapliwy śmiech Pana Świt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz