piątek, 8 grudnia 2017

Skrzydła Kruka Część III. Ludzie -ptaki

Jak się zbliżyć do kogoś kto ciągle ucieka? Eryk stał pod drzewem Akacji i przyglądał się domowi Kamili. Już wiedział o niej niemal wszystko. Był przecież zwiadowcą. Mieszkała tu od zawsze w małym domku przyklejonym do skały i tu wśród gór spędzała najwięcej czasu. Lubiła długie spacery nad jezioro.
Mały odłamek skały, który położył sobie na otwartej dłoni uniósł się i zaczął wirować jak wskazówka kompasu. Grawitacja, a właściwie drgania pojedynczych cząsteczek i atomów dzięki którym wszystko wznosiło się lub opadało, przyciągało lub odpychało. Jednym ruchem ręki mógł to zmienić. To była jego broń dzięki której był nieuchwytny.  Lecz teraz czuł się jak młody szczeniak przed pierwszą randką.  Po za tym jak zareaguje gdy zobaczy skrzydła. Uff..
- Czy Pan mnie śledzi?? - już było za późno na gdybanie, właśnie patrzył prosto w jej roziskrzone zielone oczy i miał dosłownie parę sekund na wymyślenie dobrej wymówki.
-Nie, tylko przechodziłem tędy - odparł szarmancko.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko ale z lekką ironią, nie uwierzyła mu. Więc postawił wszystko na jedną kartę, mimo że to było szalone, spontaniczne i bardzo ryzykowne... Ale przecież właśnie taki był. Najpierw działał a później myślał, jednak w najśmielszych snach nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń.

*******************************************************

Gdy zobaczyła go pod tym drzewem najpierw się przestraszyła, ale ciekawość i irytacja wzięły górę. Dlaczego ją śledził? Jakim prawem naruszał jej prywatność. Co prawda nie robiła tajemnicy ze swego miejsca zamieszkania, jednak bez jej zgody nikt nie miał prawa przekroczyć progu domu. Szczególnie teraz gdy w jej życiu nastąpiło tyle zmian, chciał być sama. Ale może jest tu przypadkiem, może to zbieg okoliczności. Postanowiła podejść i zapytać.
- Najwyżej, jak zacznie gadać dyrdymały upiekę go jak indyka, pomyślała zakradając się do nieznajomego. Wbiwszy wzrok w jego plecy zastanawiała się jak zacznie rozmowę. Może "co pan tu robi?", albo "Przepraszam to teren prywatny.."
Jeszcze jej nie zauważył, jednak ona zauważyła wirującą skałę na dłoni.. Nagle tak skrzętnie budowana pewność siebie stopniała...
- Przepraszam czy Pan mnie śledzi ? - miała nadzieję że nie wyczuł w jej głosie zażenowania, naprawdę nie była dobra w te klocki. A on tak bezczelnie, tak po prostu podszedł bardzo, bardzo blisko i ją po prostu ..pocałował. Cały świat zawirował. Utonęła w jego dotyku, w jego pocałunkach, w jego ramionach. A może tak właśnie miało być? Tu i teraz. Albo nigdy.  Rozsądek już dawno diabli wzięli, mury obronne runęły. Był tylko ten wielki płomień który ich scalał.

*******************************************************

To było trochę jak skok ze stromego zbocza, gdy spadasz z zawrotną prędkością w ostatniej chwili rozkładając skrzydła i niemalże dotykając dna szybujesz znowu w górę. W swej naiwnej pewności siebie myślał, że uda mu się powstrzymać.. 
Przecież chciał jej tylko zamknąć usta pocałunkiem, żeby przestała pytać. I tak nie znał odpowiedzi, jakiekolwiek pytanie by mu zadała. Wszystko wymknęło się z pod kontroli. Płomień który ich ogarną był nie do ugaszenia. A gdy odpowiedziała na jego pocałunek i na wpół omdlała przywarła do jego ramion,  już nie było odwrotu. Utoną w jej pocałunkach, odurzony migdałowym zapachem jej złotych włosów, zdumiony gładkością skóry..
Tyle razy wyobrażał sobie, że  jej opowie o sobie, a teraz gdy leżeli wtuleni w jej domu, w jej łóżku zabrakło mu słów i tylko milczeniu gładził jej zaróżowiony policzek.
Każda noc była ich, każda chwila najcenniejsza. Niecierpliwi, nienasyceni, szczęśliwi.
Pewnej nocy, objął Kamilę w tali i rozwinąwszy skrzydła wzniósł wysoko nad wierzchołki drzew, i jeszcze wyżej nad szczyty gór. Z zachwytem patrzyła na rozgwieżdżone niebo. Wtedy opowiedział jej o sobie, a ona pokazała mu kulę ognia i srebrzystą skórę.  Eryk ucieszył się, że spotkał kogoś podobnego do siebie, kto go rozumie.
Zatracili się w sobie, zapominając o całym świecie o kryjących się w ciemnościach wrogach.
 
Gdzieś wśród gęstwiny leśnej obserwowały ich czujne oczy. Przyczajona postać kobiety to znaczy była by nią, gdyby nie skrzydła ptaka i twarz z dużymi oczami i zabarwieniem skóry imitującym układ piór. Kobieta-sowa nocny łowca bezszelestnie wzleciała i znikła w ciemnościach.
Pan Świt na swój sposób kochał swoje Twory, jednak największy potencjał stanowiły ich zdolności, mógł je wykorzystywać dla własnych korzyści. Ubierał się na biało by podkreślić swoją nietykalność. A one musiały go słuchać, bo jak nie, czekał je marny los. Nirvana kobieta-sowa wróciła właśnie z dobrymi wiadomościami. Nareszcie, Pan Nieuchwytny ma słaby punkt.

Eryk właśnie czyścił sobie skrzydła . Ptaki robiły to dziobami, on musiał do tego używać specjalnej szczotki. Usłyszał trzepot skrzydeł, a gdy zobaczył Pana Świt z obstawą instynkt podpowiedział mu, że to nie wróży nic dobrego.
- Witam, słyszałem że nasz gołąbek przygruchał sobie sikoreczkę - Pan Świt uśmiechną się jak lis do skwarki. Po jego prawej stronie stał Człowiek-dzięcioł po przeciwnej Człowiek-papuga.  Obaj mieli chytre miny.
Eryk zmarszczył brwi i spojrzał groźnie na Szefa "Skrzydeł Kruka".
Człowiek-papuga z twarzą upstrzoną czerwienią i bielą otworzył usta jak do krzyku, lecz z wnętrza jak z magnetofonu wydobył się krzyk Kamili proszącej o pomoc.
Eryk wyciągną rękę i zamachną się by uderzyć.
- Stój! Jeżeli coś mi zrobisz to ją stracisz!!- człowiek dzięcioł zastąpił mu drogę.
- Posłuchaj zatem co teraz zrobisz - Pan Świt patrząc mu prosto w oczy, wycedził przez zaciśnięte zęby. - wrócisz do Skrzydeł Kruka i skończysz swoją robotę!!
Eryk zacisną pięści, gdyby mógł zgniótł by go jak robaka i rozerwał na strzępy.
- Nigdy!! - krzykną za odlatującymi postaciami, lecz odpowiedział mu tylko chrapliwy śmiech Pana Świt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz