Błądząc
wśród myśli i znaków jak mała muszka wciąż szukała... ale czego? TEGO
właściwego, niepowtarzalnego. Może miłości, może przytulenia. Ta pustka,
która w niej była, jak echo powtarzała wciąż te same słowa. Gdzie jesteś moje spełnione marzenie?
Ale nikt nie potrafił jej pomóc, bo to było w środku, w niej samej.
Teraz patrzyła przez szybę jadącego pociągu. W sumie cieszyła się, że
jedzie, że się porusza. Może tam gdzieś na kolejnym
przystanku w końcu się spełni.. Chciałaby być odważniejsza, twardsza
wgryźć się, wbić pazury w otaczającą ją rzeczywistość, ale nie
potrafiła. Świat jest czarno-biały, słodko-gorzki.., a gdzie
róż? Gdzie kolory zachodu słońca? Pociąg się zatrzymał i obok
usiadł jakiś mężczyzna. Naruszył jej prywatność, jej wyspę do tej pory
bezludną. Do ciszy oblepiającej ją ze wszystkich stron dołączył nowy
dźwięk - oddech drugiego człowieka. To nic, pomyślała i tak wysiadam na
następnym przystanku. Kamila jadąca do domu, zmęczona pracą, rutyną,
śmiechem znajomych. Nieznajomy otworzył jakieś czasopismo i zatopił się
w lekturze. To dobrze, przynajmniej nie trzeba szukać na siłę tematu do
rozmowy. Nagle wokoło zrobiło się biało, potężna eksplozja rozsadziła
ściany między przedziałami. Poczuła jak potężny huk wwierca się w głowę
i niemal rozsadza czaszkę. Odruchowo skuliła się na siedzeniu chowając
głowę między kolana i osłaniając rękami twarz. Później była tylko cisza i
ciemność...
- Pani
Kamilo? Słyszy mnie pani? - światło wdzierające się pod powieki
sprawiało ból. Czuła na policzku piekącą ranę, ale była zbyt słaba by
dotknąć twarzy.
- Miała
Pani dużo szczęścia.. wszyscy zginęli.. - urywki zdań coraz słabiej
docierały do jej świadomości. Zapadała się w jakąś miękką czerń.
- Kamilo. .-znajomy głos sprawił, że spojrzała w tamtą stronę. Babcia? Przecież ty.. Co ja tu robię?
-
Cii.. Już czas byś odkryła siebie na nowo. Musisz wrócić już czas.. -
Nic nie rozumiała. Czy powinna zacząć się bać? Czerń zaczęła się
rozmywać, aż stała się bielą szpitalnych ścian, bielą światła lampy nad
stołem operacyjnym.
- Ależ
nas pani przestraszyła! Prawie nam odpłynęłaś dziewczyno! - jakaś twarz
uśmiechała się do niej. - Uratowali mnie tylko poco? "
Już czas by odkryć siebie na nowo". Słowa sprawiły szybsze bicie serca. Gwałtowny skok ciśnienia. Pulsowanie w skroniach. Zaczerpnęła głęboko powietrza by się uspokoić.
Nie czuła bólu, pewnie podali jakiś środek przeciw bólowy.
Miała
dużo szczęścia, mówili, że przeżyła jako jedyna w wagonie. Po tygodniu
wyszła ze szpitala. Długie blond włosy zaplecione w warkocz, zielone
oczy ukryte pod przeciwsłonecznymi okularami - jeszcze ciągle wrażliwe
na światło. Luźny, błękitny płaszczyk skrywał smukłą sylwetkę. Nie
lubiła zwracać na siebie uwagi. Zawsze wybierała samotne wyprawy w góry z
dala od ludzkich oczu. Tam odpoczywała, albo raczej próbowała uchwycić
tak chwiejną równowagę. Czuła w sobie dwa sprzeczne żywioły. Zatopiona w
myślach nie zwracała uwagi dokąd niosą ją nogi. Dopiero krople deszczu
z zachmurzonego nieba zmobilizowały do szukania schronienia. Deszcz
zacinał coraz mocniej, a w pobliżu żadnego skrawka dachu. Dłoń którą
miała odgarnąć z policzka mokry kosmyk włosów zastygła w pół drogi. Dziwne,woda
sprawiła, że skóra z różowej zmieniła się w srebrzystą!
- Co
jest do cholery???! - tętno przyśpieszyło, patrząc na
swoje srebrzyste dłonie, czuła przypływ adrenaliny, serce biło jak
oszalałe, ze strachu, a może od narastającej histerii czy gniewu, że coś
się dzieje wbrew niej, poza nią. Czuła jak wzburzona krew dociera do
uśpionych do tej pory części umysłu. Coś w niej się zmienia, rozrasta.
Najpierw było lekkie mrowienie w opuszkach palców potem na dłoniach
zaczęły się tworzyć najpierw małe, później coraz większe kule ognia.
Przerażona cisnęła jedną w wielki głaz, a ten z wielkim hukiem rozsypał
się w drobny pył. Zaczęła uciekać. Przeszłość i teraźniejszość zlewały się w jedno. Dokąd chciała uciec i przed czym? Nogi same ją niosły, ze świstem mijała
drzewa i przydrożne głazy miała wrażenie, że czas stoi w miejscu, a ona
porusza się z zawrotną prędkością. W parę chwil była już w domu, zatrzasnęła za
sobą drzwi. Zdyszana oparła się o nie i rozejrzała po pokoju. Cisza
działała kojąco na rozbiegane myśli. Jeszcze raz spojrzała na dłonie,
już prawie wyschły, gdzie nie gdzie tylko było widać srebrzyste cętki..
Stanęła przed lustrem. Długi
mokry warkocz, przemoczony płaszczyk, ale to nie było ważne. Srebrzyste
dłonie w których kryły się kule ognia, nogi niosące szybciej niż wiatr.
Były w niej dwie sprzeczności woda i ogień. Z jednej strony twarz
zwyczajnej dziewczyny pragnącej wieźć spokojne, przewidywalne życie, a z
drugiej..
-Kim
jestem? Czym jestem? - dwie wielkie łzy spływały po policzku tworząc
srebrzystą ścieżkę. Przynajmniej wiedziała skąd w niej te rozchwianie i
zagubienie. Całe życie było jak woda i ogień. "Odkryjesz siebie na nowo" i co dalej? Gdy już ochłonęła z pierwszych emocji pomyślała jak bardzo teraz jej życie się zmieni.
Będę
musiała zrezygnować z pracy w księgowości. Tylko co powiem dla Szefa.
"- Panie Echo muszę zrezygnować z pracy w tym dziale bo boję się że
puszczę wszystko z dymem." zachichotała. Trzeba coś wymyślić.
Biuro
rachunkowe Pana Echo mieściło się w starym budynku z rzędem kolumn połączonych łukiem. Tak jak by bogowie greccy wyprowadzając się pozwoli mu zająć to lokum. Piaskowy kolor
ścian współgrał z kolorem otoczenia. Płyty chodnikowe, mur otaczający
budynek były w podobnym odcieniu. Cień kolumn emanował przyjemnym
chłodem i dawał ukojenie w upalny dzień. W pracy Kamila wyglądała
zupełnie inaczej. Włosy spięte w zgrabny kok z tyłu głowy, szara
spódniczka do pół łydki i biała bluzka z falbanką przy kołnierzu.
Całości dopełniały dodające twarzy powagi przyciemniane okulary.
Postanowiła jednak zostać, jeśli nie będzie się denerwowała to nic złego
się nie stanie. Zresztą lubiła swój fach, liczby były przewidywalne.
Właśnie wychodziła z biura ze stertą dokumentów, gdy nagle jakiś
mężczyzna zastąpił jej drogę. Zderzenie było nieuniknione, a dokumenty
wystrzeliły w górę jak fontanna. Normalnie użyła by swoich zdolności i
połapała kartki zanim opadły na ziemię, ale w około było zbyt dużo ludzi.
Nieznajomy rzucił się jej na pomoc i wspólnie doprowadzili dokumenty do
porządku. Podał jej rękę i pomógł wstać, gdy ich dłonie się spotkały
nagle przeskoczyła między nimi srebrzysta iskra. Kamila poczuła, jak wszystko w niej zamiera. Wzburzona woda i palący
ogień nagle przycichły. Po raz pierwszy w jej rozkołysanych zmysłach
zapanowała cisza. Zaskoczona
cofnęła rękę i uciekła. Kamila nieczuła się zbyt dobrze w towarzystwie mężczyzn, przytłaczali ją, peszyli i te ich spojrzenia jakby oczekiwali czegoś więcej. Ale
ten był inny, przez tę jedną chwilę kiedy mogła mu się przyjrzeć... intrygował ją. Czarne
włosy, brązowe oczy, w których igrały chochliki przekorne i zuchwałe. Na
chwilę zamknęła oczy, zapragnęła znowu poczuć.. NIE! Pociąg ruszył. Do
domku. W góry. Tam gdzie czuła się najbezpieczniej. Do jej azylu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz