piątek, 8 grudnia 2017

Skrzydła Kruka Część IV. Nadzieja umiera ostatnia.

W ciemności tlił się ostatni płomyk nadziei. Wokoło pachniało ptasimi odchodami z oddali słychać było jakieś przytłumione dźwięki. Kamila leżała na kępce słomy i nasłuchiwała. Skrępowane ręce i nogi utrudniały ułożenie się w wygodnej pozycji. Nadzieja, jedyna rzecz której mogła się uchwycić. Powiedzieli, że Eryk nie wróci do niej, ale w to nie uwierzyła. Kłamali by ją złamać. Jakiś dziwny człowiek-ptak wyłowił ją z jeziora i przywiódł aż tu do pana ubranego na biało. Pan Świt - bo tak się przedstawił, najpierw był bardzo miły i zaproponował współpracę, a gdy odmówiła bardzo się zdenerwował i zamkną ją w budynku bez okien. Nie wiedziała czy mijają dni, czy godziny. Ktoś przynosił jej jedzenie i sprawdzał czy jeszcze żyje. W nieprzeniknionej ciemności po cichu łykała łzy.
Tak mi przykro, że przeze mnie ma kłopoty. Nawet nie wiem gdzie jestem i jak długo jeszcze wytrzymam. Pomału zapadała się w nicość, ogień wypalał jej siłę, a woda wypłukiwała resztki nadziei. Ból, tęsknota, żal.. Przyszły wspomnienia, przypadkowe spotkanie, mała iskierka rozpalająca wielki płomień. Jakże tęskniła do tamtych chwil. Do dotyku, do ciepła, do jego oddechu tuż przy swoim.  Westchnęła i jeszcze raz rozejrzała się wokoło, ale nie było najmniejszej szczelinki przez którą przeniknął by najnędzniejszy promyk światła. Nawet nie mogła wykrzesać najmniejszej kuli gdyż ręce miała tak związane, że najpierw sama by się poparzyła.

*******************************************************

Eryk najpierw poleciał do domu Kamili. Nie wierzył dla Pana Świt. Ale dom był pusty, w koło panował porządek, jakby na chwile wyszła i zaraz miała wrócić. Jednak nie wróciła.. Strach dławił mu w gardle. Trzeba szukać. Trzeba pytać. Trzeba działać! Strach był jak motor napędowy, nie lubił siedzieć i czekać. Działać, działać, działać.. Z wszystkich zakamarków, z podziemi i z nieba przybyli skrzywdzeni przez Pana Świt ludzie-ptaki codziennie walczący z dwoistością natury. Z jednej strony instynkt samo zachowawczy ptaka, z drugiej racjonalizm człowieka. Jak bardzo zostały skrzywdzone. Ile siły kosztuje je utrzymanie równowagi wewnętrznej. Eryk doskonale o tym wiedział. Był jednym z nich. Teraz wezwał je wszystkie - Twory chorego umysłu Pana Świt, które kiedyś uciekły i znalazły schronienie w górach. Teraz nadszedł czas zemsty! Ofensywa formowała szyk bojowy. Zwiadowcy bezszelestnie rozpierzchli się by wyśledzić i znaleźć Kamilę. Tysiące skrzydeł, tysiące zaciśniętych pięści czekających na jedno skinienie przywódcy by lecieć i walczyć. Już czas. Ciągle przylatywali nowi i przysiadali na coraz trudniejszych do znalezienia skrawkach ziemi. Na pierwszy rzut oka wyglądali jak drzewa porastające doliny gór, lecz wprawny obserwator zauważy że ten niby las się porusza - faluje jak skrzydła ciągle wznosząc się i opadając. Zwiadowcy długo nie wracali. Eryk zaczął się niecierpliwić. W końcu zjawili się..

*******************************************************
Kamilo, obudź się! Słyszysz!? Obudź się. Musisz być silna, nie poddawaj się! głos babci dochodził jakby z daleka, raz był cichszy, raz głośniejszy, w zależności jak bardzo była w stanie skoncentrować się na słowach. Otworzyła na chwilę oczy, chciało jej się spać. Nicość, ta mięciutka wchłaniająca wszystko.. zapomnienie.. już nic nie czuć.. zasnąć.. Głos babci był coraz cichszy. Ciężkie powieki opadały. Nagle ziemia zadrżała, a  później nastąpił kolejny wstrząs, ze ścian posypały się odłamki gruzu. Otworzyła oczy, ale nie miała siły by się podnieść. Co się dzieje? Później go zobaczyła. Wątła smuga światła. Nie mogła oderwać wzroku. Resztkami sił wyciągnęła skrępowane ręce i patrzyła jak promyk pełza bo jej białych wychudzonych dłoniach. Tak jak kwiat spragniony światła cieszyła się dotykiem. Później otworzyły się drzwi, ktoś wszedł zawiązał jej oczy, ostrożnie wziął na ręce i wyniósł z pomieszczenia. Poczuła dotyk dłoni na swoich włosach to było miłe uczucie. Zasnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz