W ciemności tlił się ostatni płomyk nadziei. Wokoło pachniało ptasimi
odchodami z oddali słychać było jakieś przytłumione dźwięki. Kamila
leżała na kępce słomy i nasłuchiwała. Skrępowane ręce i nogi utrudniały
ułożenie się w wygodnej pozycji. Nadzieja, jedyna rzecz której mogła się
uchwycić. Powiedzieli, że Eryk nie wróci do niej, ale w to nie
uwierzyła. Kłamali by ją złamać. Jakiś dziwny człowiek-ptak wyłowił ją z
jeziora i przywiódł aż tu do pana ubranego na biało. Pan Świt - bo tak
się przedstawił, najpierw był bardzo miły i zaproponował współpracę, a
gdy odmówiła bardzo się zdenerwował i zamkną ją w budynku bez okien. Nie
wiedziała czy mijają dni, czy godziny. Ktoś przynosił jej jedzenie i
sprawdzał czy jeszcze żyje. W nieprzeniknionej ciemności po cichu łykała
łzy.
Tak mi przykro, że przeze mnie ma kłopoty. Nawet nie wiem gdzie jestem i jak długo jeszcze wytrzymam.
Pomału zapadała się w nicość, ogień wypalał jej siłę, a woda
wypłukiwała resztki nadziei. Ból, tęsknota, żal.. Przyszły wspomnienia,
przypadkowe spotkanie, mała iskierka rozpalająca wielki płomień. Jakże
tęskniła do tamtych chwil. Do dotyku, do ciepła, do jego oddechu tuż
przy swoim. Westchnęła i jeszcze raz rozejrzała się wokoło, ale nie
było najmniejszej szczelinki przez którą przeniknął by najnędzniejszy
promyk światła. Nawet nie mogła wykrzesać najmniejszej kuli gdyż ręce
miała tak związane, że najpierw sama by się poparzyła.
*******************************************************
Eryk
najpierw poleciał do domu Kamili. Nie wierzył dla Pana Świt. Ale dom
był pusty, w koło panował porządek, jakby na chwile wyszła i zaraz miała
wrócić. Jednak nie wróciła.. Strach dławił mu w gardle. Trzeba szukać. Trzeba pytać. Trzeba działać! Strach był jak motor napędowy, nie lubił
siedzieć i czekać. Działać, działać, działać.. Z wszystkich zakamarków, z
podziemi i z nieba przybyli skrzywdzeni przez Pana Świt ludzie-ptaki
codziennie walczący z dwoistością natury. Z jednej strony instynkt samo
zachowawczy ptaka, z drugiej racjonalizm człowieka. Jak bardzo zostały
skrzywdzone. Ile siły kosztuje je utrzymanie równowagi wewnętrznej. Eryk
doskonale o tym wiedział. Był jednym z nich. Teraz wezwał je wszystkie -
Twory chorego umysłu Pana Świt, które kiedyś uciekły i znalazły
schronienie w górach. Teraz nadszedł czas zemsty! Ofensywa formowała
szyk bojowy. Zwiadowcy bezszelestnie rozpierzchli się by wyśledzić i
znaleźć Kamilę. Tysiące skrzydeł, tysiące zaciśniętych pięści
czekających na jedno skinienie przywódcy by lecieć i walczyć. Już czas.
Ciągle przylatywali nowi i przysiadali na coraz trudniejszych do
znalezienia skrawkach ziemi. Na pierwszy rzut oka wyglądali jak drzewa
porastające doliny gór, lecz wprawny obserwator zauważy że ten niby las
się porusza - faluje jak skrzydła ciągle wznosząc się i
opadając. Zwiadowcy długo nie wracali. Eryk zaczął się niecierpliwić. W końcu zjawili się..
*******************************************************
Kamilo, obudź się! Słyszysz!? Obudź się. Musisz być silna, nie poddawaj się!
głos babci dochodził jakby z daleka, raz był cichszy, raz głośniejszy, w
zależności jak bardzo była w stanie skoncentrować się na słowach.
Otworzyła na chwilę oczy, chciało jej się spać. Nicość, ta mięciutka
wchłaniająca wszystko.. zapomnienie.. już nic nie czuć.. zasnąć.. Głos
babci był coraz cichszy. Ciężkie powieki opadały. Nagle ziemia
zadrżała, a później nastąpił kolejny
wstrząs, ze ścian posypały się odłamki gruzu. Otworzyła oczy, ale nie
miała siły by się podnieść. Co się dzieje? Później go zobaczyła. Wątła smuga światła. Nie mogła oderwać wzroku. Resztkami
sił wyciągnęła skrępowane ręce i patrzyła jak promyk pełza bo jej
białych wychudzonych dłoniach. Tak jak kwiat spragniony światła cieszyła
się dotykiem. Później otworzyły się drzwi, ktoś wszedł zawiązał
jej oczy, ostrożnie wziął na ręce i wyniósł z pomieszczenia. Poczuła
dotyk dłoni na swoich włosach to było miłe uczucie. Zasnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz